No to też się wypowiem
Do Katowic z rodzicielem przyjechałam we wtorek, nocowaliśmy w hotelu. Rano ok. 10 dostałam smsa od Gogi z forum Alter Bridge że jest już pod Spodkiem i jest parę osób, o 11 dotarłam i ja, poszłyśmy razem pod wejście nr 3 od prawej strony, zakumplowałyśmy się z dwoma kolegami z Gdańska którzy podobno siedzieli tam od szóstej i tak sobie we czwórkę tam urzędowaliśmy, potem dołączył do nas jeszcze jeden kolega z tego samego forum i znajoma z twittera, ogólnie czas w miarę szybko zleciał. Ochroniarze powiedzieli nam w odpowiedniej chwili że "za 25 minut wpuszczamy", oddaliśmy kurtki mojemu rodzicielowi do samochodu żeby nie snuć się po szatni i czekaliśmy dalej. Po wpuszczeniu pobiegliśmy na lewo, znalazłyśmy z Gogą jakąś kolejkę - szkoda, że nie zauważyłyśmy, że obok jest drugie wejście, ustawiłybyśmy się tam i może udałoby nam się zająć lepsze miejsca. Tymczasem trzeba było spędzić jeszcze 30 minut w kolejce. I tu po raz pierwszy ciała dali ochroniarze, zamiast ogarnąć i przypilnować kolejki pozwolili się wciskać ludziom z boków, dopiero na nasze krzyki zaczęli coś działać. Snuł się koło nas stary pijany facet, ochroniarz zamiast go wyrzucić na koniec kolejki zaczął go grzecznie, cichutko prosić żeby sobie poszedł, oczywiście ze słabym efektem. Kiedy otworzyli drzwi ludzie ochroniarzy stratowali, panowie byli całkiem nieporadni. Ja nawet nie szłam - tłum mnie poniósł. Udało się nam dostać do pierwszego rzędu, ale kompletnie po lewej stronie. Cały koncert była walka o życie, nie można było się skupić na koncercie, co chwila ochroniarze wyciągali zemdlone dziewczęta z tłumu (zamiast zrobić porządek z ludźmi którzy pchali i rozbijali publiczność). Kurczę, na koncercie w Berlinie ochroniarzy było 2-4 (dokładnie nie pamiętam), a było spokojnie, grzecznie, nikt się nie pchał, kiedy jakiś koleś zaczął się rozbijać ochroniarz natychmiast podszedł do barierek i uspokoił. Tutaj - masakra. Na szczęście po lewej nie było takiego szału jak na środku. Nawet Myles poprosił o cofnięcie się ludzi, chyba z małym efektem.
Muszę powiedzieć że według mnie Slash popisał się najmniej ze wszystkich
. Stał tam po prawej, łupał solóweczki, trochę poskakał, trochę się pokręcił, ale to nic w porównianiu z Frankiem i Toddem. Panowie się do nas śmiali, bili nam brawo, śpiewali z nami, tańczyli, patrzyli w oczy, pokazywali uniesione kciuki, rozkręcali imprezę - no cudnie. Myles tak samo i równie wspaniale, powiedział raz "Dziękuję" a za drugim razem dziękuję i coś jeszcze, nie dosłyszałam co ale było to coś w stylu "Dziękuję bardzo serdecznie" (???).
Coś chyba było z dźwiękiem nie tak, bo solówki Kudłatego słabo było słychać.
Ogólnie wielka sprawa i wielkie przeżycie, szkoda tylko że walcząc o przetrwanie pod barierką raczej ciężko było się wczuć w atmosferę XD
Po koncercie wybraliśmy się na tył gdzie przed koncertem schodkami na górę i koło restauracji staliśmy chwilę w miejscu gdzie przyjechały autokary - ale teraz już ochroniarze nie chcieli nas wpuścić. Poszliśmy więc od drugiej strony i stanęliśmy z tłumem który stał przy wyjeździe, również pilnowany przez ochroniarzy - chyba ze 100 osób - po czym zaczęły wychodzić stąd, dokąd nas nie chciano wpuścić, osoby z autografami. Mimo, że skandowaliśmy, zespół nie raczył do nas przyjść, przejechał koło nas autokarami i tyle było autografów.
Ogólnie po koncercie w Berlinie mam dużo lepsze wspomnienia, mimo, że grali tylko godzinę. Było spokojniej i przyjaźniej, można było poskakać, nikt się nie pchał, ochroniarze reagowali. Na następne koncerty chyba wolę za granicę.
No cóż, ważne, że zespół dał czadu i że udało się ich zobaczyć.
A co do autografów - do trzech razy sztuka, może następnym razem mi się uda