Nie jestem Duff, ale Ci odpowiem Nawet jeśli słyszałeś je po raz pierwszy, to znasz angielski dużo lepiej niż ja i mogłeś wsłuchać się w tekst, a skoro się wsłuchałeś, to pewnie skojarzyłeś z jakimś wydarzeniem, czy wydarzeniami i to było ok. Zresztą samo to, że byłeś też oczywiście było ok Ludzie różnie przeżywają koncert, jedni skaczą, śpiewają, bujają się, inni w bezruchu chłoną każdą nutę. I to też jest ok.
A jak wy przeżywacie koncerty? Bliżej Wam do śpiewających, podrygujących w rytm muzyki, czy raczej tych w bezruchu?
Dobre pytanie. Ja twórczość Duffa traktuje bardzo osobiście, dlatego, że mam podobne (nie takie same) przeżycia, które są dla mnie jeszcze świeże i jeszcze się zabliźniają. Chodzi o stosunek do alkoholu. Ponad 20 lat byłem w ciągu, jakby nie patrzeć, i dopiero od Stycznia jestem trzeźwy. Może nie postawa Duffa mnie do tego skłoniła, ale w trakcie tych najmroczniejszych chwil to książka Duffa i sporo jego pieśni trzymało mnie w ryzach. Dlatego koncert w Czechach na którym byłem po prostu rozwalił mnie na łopatki, był moment, że zapłakałem. I ch... nie wstydze się tego. Ten człowiek, Duff, to jest dusza tego świata. Czy da się go nie szanować?
@Jourgen piękne wyznanie. Facet nie musi się wstydzić łez. Też mamy swoją wrażliwość i swoje granice - to jakiś kod kulturowy, który nam wbijano do łba, powoduje, że mamy obraz twardziela i że "chłopaki nie płaczą".
Gratuluję życia w trzeźwości. Ja ostatniego kielicha wypiłem w lutym i ... dobrze mi z tym. Nie miałem problemu z piciem, ciągów itd. Postanowiłem w wieku 39 lat iść na studia i mieć czystą głowę. Same plusy.
Autobiografia Duffa jest znakomita. Pamiętam jak czytałem PDF-a z SQN-u przed premierą, pochłonąłem tekst w 2 dni.
I przypominam, że NTS objął patronatem książkę Duffa, na wewnętrznej okładce znajdziecie nasze logo