Ron Thal gościł niedawno w programie „That Jamieson Show”.
Mówił tam między innymi o latach spędzonych w Guns N’ Roses i o tym, co nastręczało mu wówczas największych trudności.
„Spędziłem [w zespole] sporo czasu”, powiedział. „Zagraliśmy wiele koncertów i, jak mam nadzieję, sprawiliśmy radość wielu ludziom.
Cieszę się, że [Gunsi] powrócili na szczyt. Jeżeli chodzi o mnie, to robię teraz to, co zawsze chciałem robić”.
„Solówki… nienawidzę grać solówek. Czuję się wtedy jak dupek. Wierz mi, nie cierpię tego. Nie lubię być w centrum uwagi”, przyznał Bumblefoot. „W głębi duszy nadal jestem nieśmiały. Lubię być częścią zespołu, ale źle się czuję, kiedy cała uwaga skupia się na mnie. Granie partii solowych jest dla mnie naprawdę krępujące.
Gdy na koncertach Guns N’ Roses nadchodził ten moment, mogłem myśleć jedynie o tym, że jestem dupkiem, że czuję się jak k***s i że wszyscy mnie nienawidzą. To głupie. [Wydawało mi się, że] ludzie chcą słuchać piosenek, a nie mojego gówna…”.
Ron wrócił również do sprawy „Don’t Cry”.
„Pamiętam, że często dostawałem od fanów wiadomości. Pisali, że kochają
Don’t Cry i chcieliby, żeby ta piosenka była grana na koncertach.
Ciągle też pamiętam Rock In Rio Lisboa… To był gigantyczny koncert. Przyszło blisko 150 tysięcy osób, była transmisja w necie…
Gdy grałem swoje, przypomniały mi się życzenia fanów i… po prostu pojawił się ten utwór. Przypomniałem sobie melodię, przypomniałem sobie akordy i zwyczajnie zacząłem… a publiczność zaczęła śpiewać. Potem, aż do końca trasy, to był mój moment, moja solówka, coś, co chciałem robić”.
„Miałem naprawdę fajną więź z publicznością”, podsumował Ron. „Ja grałem, fani śpiewali… byliśmy razem, oni i ja, i czułem się szczęśliwy. To było dobre”.
Źródło