Przy pewnym newsie rozgorzała dyskusja o Slashu odnośnie jego występów u artystów z innych rejonów muzycznych niż "ZA***STY hard rock".
Cóż, mi Panna(lub Pani) Rubinio też się nie podoba, ale jestem daleka od oskarżania Slasha o prostytucję, jak co niektórzy zrobili. W światku artystycznym "nie odmawianie nikomu" powinno się cenić, a nie wyjeżdżać z prostytucją, chyba że ktoś zazdrości prostytutkom.
I głupie jest gadanie, że Slash robi to dla kasy, bo on ma jej dość i od tak mało znanych wykonawców z pewnością nie może dostać dużo. A grając dla Michaela Jacksona nie wziął ani grosza, choć mógłby od "króla popu" bardzo dużo wyciągnąć.
Tutaj jest boski kawałek ze Slashem, za który mam do niego jeszcze większy szacunek. Ale jeśli ktoś słucha tylko GNR i Led Zep, to nie dziwię się, że słysząc funky myśli o prostytutkach.
I nie liczy kasy jak Slash dusigrosz.
P.S. Do fanów Jimmyego "świętej krowy" Page'a - napisałam wyraźnie, że od prawie 30 lat ten dziadzia nic oryginalnego nie nagrał. The Yardbirds i Led Zep to wcześniejsze dzieje. A fatalne coverowanie samego siebie w filmie o przerośniętej jaszczurce najdobitniej pokazuje jak to wypalony człek jest.