Dla mnie to nadal jedna z najlepszych nocy (chciałam napisać "dni", ale biorąc pod uwagę, o której koncert się zaczął i skończył to... ;p) w życiu pod względem muzycznym. Zdaję sobie sprawę, że ZAWSZE może być lepiej, ale dla mnie wtedy to było idealne. Przez 3h uśmiech nie schodził z mojej twarzy, gdy wychodziłam ze stadionu byłam w takiej euforii, w jakiej nie byłam już dawno (co zaskutkowało poinformowaniem rodzicielki, że "jeśli zginę w drodze do domu, to wiedzcie, że umarłam szczęśliwa" - btw. nie polecam, zwłaszcza, jeśli chwilę później się rozłączacie, a potem nie odbieracie telefonu ;p). Wiele bym oddała za to, by móc wrócić do tego dnia. Ze wszystkich koncertów na jakich byłam, to właśnie do Gunsów najbardziej bym wróciła (no, może razem z Aerosmith ;p). Spełniłam marzenia, dostałam nawet więcej niż bym chciała. Widziałam Axla tańczącego do Mr. Brownstone, pytającego czy wiem gdzie jestem, widziałam jego uśmiech na żywo, mogę umierać
Usłyszałam najpiękniejsze "thank you" w życiu - nie ma lepszego motywatora do dalszej pracy nad czymś, niż docenienie jej przez kogoś, dla kogo to robisz, fragment "Patience" był zagrany DLA MNIE (deal with it ;p), jeden z moich ulubionych muzyków powiedział mi kilkukrotnie, że mam "cute smile" (do dzisiaj się zastanawiam jak mocno się szczerzyłam w takim razie, ewentualnie co brał ;p), nigdy bym się nie spodziewała aż takiej reakcji Ashby
Wokal Axla - to co, że nie był idealny? Na żywo brzmiał o niebo lepiej niż brzmi na filmikach, nawet tych z Rybnika. Dla mnie było świetnie. Mogłam pośpiewać "Glad to be here", mogłam powstrzymywać łzy przy "Don't Cry" i "This I love", mogłam liczyć do 2 przy "Estranged". Słyszałam i widziałam zespół, który uwielbiam NA ŻYWO, kilka metrów ode mnie. Mogłam się przyjrzeć tatuażom Fortusa. Na prawie 3h totalnie wyłączyłam się z szarej rzeczywistości. Do dzisiaj jest to coś, co bardzo dobrze wspominam i wprawia mnie w dobry nastrój, gdy sobie o tym przypomnę. Czego chcieć więcej?
Jednocześnie - ciężko mi uwierzyć, gdy pomyślę sobie ile od tego czasu wydarzyło się w moim życiu. Z jednej strony mówię "już 2 lata", ale z drugiej, gdy uświadomię sobie ile się zmieniło, to pojawia się myśl "Jezu, dopiero? To tylko 2 lata, a wydaje się o wiele więcej". Mówcie co chcecie, ja zawsze GNR w Rybniku będę wspominać bardzo dobrze. Wszelkie okoliczności "na minus" nie mają nic wspólnego z samym zespołem i koncertem (poza lekko 'ujowym nagłośnieniem), to bardziej to, co działo się przed. Mam nadzieję, że chłopaki szybko wrócą do Europy