Każdy znany mi prosty, szary człowiek (być może z tą różnicą, że jest ukierunkowany gatunkowo - słucha Jazz, Blues, Rock, Metal - wszystko we wszystkich odmianach i wyjątkowo szanuje gitarzystów i muzyków, którzy wpłynęli na postać Rock&Rolla, nie wiem jak jest w Twoim przypadku) słyszy różnicę w tym czy innym utworze, mimo, że fanem GNR nigdy nie był. To trochę tak jakby dać komuś do spróbowania Whisky i Whiskey, gdy nie interesuje się tematem to nie dostrzeże różnicy (ba, nawet nie wie, że powinna być). Dopiero jak się zagłębi w sprawę, to zrozumie te niuanse, o których piszę. Nie bez powodu Slash gra koncerty dla kilkuset osób, a GNR dla kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy, gdzie widz jest dużo mniej wybredny. Sami pisaliście, że w Rybniku co krok jakaś dziunia z głową w komórce, czy inny ewenement skandujący "Slash, Slash, Slash". Pisaliście, że miejscami brakowało tej fanowskiej synergii - taka jest niestety kolej rzeczy, bo Guns N' Roses to jest niesamowita legenda i potężna marka, która ściąga na koncerty wszystkich ludzi, nie tylko fanów. Ale są też jednak małe koncerty, które mają to do siebie, że ludzie z góry wiedzą po co idą i czego doświadczą, taki koncert to nie jest show, a występ rockbandu, który nacisk kładzie wyłącznie na muzykę. Zgodzę się, że na pewno na koncercie GNR w Polsce była świetna atmosfera, a Axl zrobił niesamowite show, ale to jest zgoła inne doświadczenie. Koncert w malutkim klubie to jest jednak całkiem inny poziom relacji zespół - publiczność. Są amatorzy i jednej i drugiej wersji, więc nie chcę się kłócić, co jest lepsze, bo nie taki był cel tych kilku zdań.
Co do dalszej części, w innym temacie rozmawialiśmy o tych gitarach. Rozbijanie piosenek i solówek na kilka części, to nie jest cel, ale efekt zapotrzebowania na trzech gitarzystów względem Chinese Democracy. Ashba spokojnie zagrał by wszystkie starogunsowe solówki, jednak trochę głupio by to wyglądało, gdyby w tym czasie Bumblefoot i Fortus zbijali bąki
Efekty, o których mówisz może są na potrzeby innowacji, ale nie ulepsza się czegoś, co już było idealne i w pierwotnej formie zdobyło serca słuchaczy. I tak jak mówię o niedoskonałościach w wykonaniu starych piosenek przez nowych Gunnerów, tak również szczytem moich marzeń nie było Paradise City z Cypress Hill na solowym albumie Slasha.
PS. Canis, taka dyskusja to jest przyjemność. Czekam na ciąg dalszy