Rockowy wokalista Scott Weiland jest obecnie w trakcie trasy koncertowej po Ameryce, którą można uznać za doskonałą metaforę dla jego 20-letniej kariery.
Tak jak samochód turystyczny, który rozpada się każdego dnia, Scott, mniej niż miesiąc temu otrzymał wiadomość, że został ponownie wyrzucony ze Stone Temple Pilots. Mimo to, Weiland i jego kariera nadal się rozwijają, jedynie co jakiś czas robiąc przystanki.
Zasadniczo, to właśnie takie informacje i jego prywatne problemy zdominowały artykuły ukazujące się na temat artysty. Gdy nie jest akurat wyrzucany lub nie odchodzi z zespołów, takich jak wspomniane wcześniej STP czy Velvet Revolver, wokalista zmaga się z uzależnieniem od narkotyków.
Właśnie rozpoczyna się kolejny rozdział w karierze Weiland’a z zespołem Wildabouts. Jego prawie już skończony album ma zostać wydany jeszcze w tym roku, ale 45-latek nie próżnuje i jest obecnie w trasie razem ze swoim zespołem grając materiał STP.
The Vindicator rozmawiało z Weiland’em o jego wspomnieniach z dorastania w Geauga County, wyrzuceniu ze STP i czy w jego nadchodzącym show Rock Hall City usłyszymy Captain & Tennille.
Dorastałeś w Bainbridge Township. Jak długo tam mieszkałeś?Od przedszkola aż do liceum. Spędziłem tam lata, w których człowiek kształtuje swoją osobowość i nie zamieniłbym ich na nic innego. Miałem absolutnie wspaniałe dzieciństwo. Za domem były hektary lasu, gdzie razem z przyjaciółmi mogliśmy grać rozwijając naszą wyobraźnię. Udawaliśmy, że patyki to miecze. Gdy byłem starszy, mówiłem: "Hej, mamo. Idę nad jezioro ", a mama odpowiadała: „Wróć na kolację". W takim środowisku dorastałem. Bardzo różni się od miejsca, w którym obecnie żyję.Byłeś na jakiś koncertach w Cleveland zanim wyjechałeś do Kalifornii?Widziałem Micheal Stanley Band na albumie „North Coast”, widziałem Beatlmanię. Pierwszą płytą jaką kiedykolwiek dostałem jako prezent było „Captain Fantastic and the Brown Dirt Cowboy” Eltona John’a, a drugą płyta Captain & Tennille. Wystarczająco dziwne.Co myślisz o wyrzuceniu Cię ze Stone Temple Pilots? Zrobili to wcześniej, mogą zrobić to jeszcze raz. To są dobrzy muzycy. Szanuję ich. Każdy zespół ma problemy. Wydaje mi się jedynie, że czasami ludzie mówią rzeczy, zanim się tak naprawdę o tym pomyślą. Wiem, że zrobiłem to w przeszłości. Byłem temu winny w przypadku Velvet Revolver, gdy pokłóciłem się na backstage’u z Mattem [Sorum’em]. Powiedziałem wtedy, że nie chcę już więcej grać z tymi facetami. Dlatego myślę, że fakt, że ta trasa wyszła całkiem dobrze, był wynikiem ich reakcji. Ale tak naprawdę, to nie jest takie proste.To znaczy, że zamykasz drzwi do ewentualnej współpracy ze STP w przyszłości?Zdecydowanie niePatrząc w przyszłość, co się dzieje z The Wildabouts? Mamy skończoną ponad połowę naszego kolejnego albumu. Moje poprzednie solowe albumy były artystyczne, naprawdę, ponieważ byłem w 2 dużych rockowych zespołach, gdzie każdy ma pewien wpływ na brzmienie albumu i niektóre z piosenek naprawdę nie były w moim stylu. Dlatego nagrałem albumy, które były w całości w moim typie. Przy tej płycie, grałem z tymi chłopakami przez dłuższy czas. I to jest czas, aby nie być jedynie Scottem Weiland’em, ale dać zespołowi nazwę. Trochę jak E Street Band czy The Heartbreakers. Jak do tej pory, wszystkie koncerty były wyprzedane. To było świetne. Zespół dogaduje się świetnie. Żenię się 22 czerwca, więc nie mógłbym być bardziej szczęśliwy.Biorąc pod uwagę, że w swoim secie gracie kilka coverów, czy istnieje szansa, że kiedykolwiek wyciągniesz swój album Captain & Tennille i nauczysz się ich kilku piosenek? (śmiech) Wątpię w toźródło