Zawsze znajdą się ludzie, którym nic nie będzie pasować i we wszystkim znajdzie się powód do narzekania. Tak było z koncertem (nie ma - źle, jest - też źle, bo za daleko, bo bez Slasha, bo...) i widzę, że tak samo jest w przypadku RRHOF. Ile ludzi, tyle opinii i zapewne nie da się zrobić tak, żeby każdemu pasowało, ale po co od razu wszystko i wszystkich hejtować? Ja się cieszę, że zjawił się Duff, oddany komercji Slash, zakochany w swoich dawnych kolegach Steven. Miło, że pojawił się Gilby, on też tworzył część historii tamtego GN'R. Izzy'ego zabrakło, trudno, miał prawo do takiej decyzji. Wybór Axla też nie byłby dla mnie problemowy, gdyby nie zrobił z tej okazji szopki większej, niż tej przed którą chciał się uchronić. Przyznaję, nie do końca rozumiem jaki problem był w pojawieniu się na gali, zagraniu razem trzech piosenek (do czego nie była wymagana ani sympatia, ani nadmierna bliskość z resztą zespołu) i olewaniu szukających sensacji dziennikarzach, ale skoro bardzo tego nie chciał, no problem. Mój bulwers wynika z formy, w jakiej to załatwił, nie samej decyzji. No ale wracając do tematu. Ogromnie cieszę się, że chłopcy zagrali. Nie przeszkadzał mi też Myles. Ktoś trafnie przytoczył cytat. Gdyby Axl przyszedł, nie byłoby problemu. Nie przyszedł - zastąpił go ktoś inny, proste. Fani zespołu mieli radochę (aż kusi powiedzieć "prawdziwi fani" ale już widzę pełne złości odpowiedzi), chłopcy też się pobawili, a potem wszyscy wrócą do domów i zajmą się swoimi sprawami. Nie wiem po kiego kija robić z tego jakieś wielkie halo. Zamiast wiecznie jęczeć, cieszmy się, że nasz ukochany zespół został uhonorowany za swoją twórczość, którą tak podobno ceniliśmy.