Generalnie środowisko narkomanów, obojętnie czy jest to pan X czy Slash, ma to do siebie, że jak pojawiają się kłopoty to kończy się "przyjaźń". Szczytem dobroci i szczęścia jest, gdy ktoś po przedawkowaniu zostanie podrzucony do szpitala. Gdzie "podrzucony" trzeba traktować dosłownie, bo najczęściej jest to po prostu wyrzucenie z samochodu przed wejściem do szpitala. Ci ludzie unikają jak ognia policji, lekarzy (którzy wezwaliby policję), ludzi, którzy zadają pytania, ludzi, którzy zabiorą im towar, ludzi, którzy będą ich ścigać za posiadanie towaru. Nie ukrywajmy, Slash był ćpunem i zwyczajnie spie**olił z miejsca zdarzenia. Pewnie nie jeden raz. A że się wybiela w książce - no tez mi niespodzianka, to akurat on potrafi najlepiej. Ktoś, kto był tak naćpany i pijany, że nie wiedział co robi, jednocześnie pisze kilkadziesiąt lat później książkę, w której przytacza dokładne dialogi i cytaty nie może być brany na serio w 100%.
Jetboy "przypomniało sobie o sprawie dla rozgłosu, bo wracają"? Pewnie tak, ale z drugiej strony, skoro Slash może przedstawiać swoją "wersję wydarzeń", to dlaczego oni mieliby tego nie zrobić?