Jestem trochę rozdarta czytając waszą dyskusje. I jedni i drudzy mają trochę racji, a wynika to między innymi z tego, że każdy z nas stał w innym miejscu, obok innych osób, na innych koncertach bywał i na co innego liczył.
Jak dla mnie? Bydło było, ale widuje je wszędzie, z racji, że zawsze jestem na przodzie płyty. Ale akurat ja nie mogę narzekać, ba byłam zaskoczona, że nie ma walki o przeżycie ( czego na przykład doświadczyłam mocno na Kasabianie ) jedna tylko dziewczyna ciągała mnie za włosy i wbijała mi w palce w bok żeby mnie przesunąć ( buziaki Mała, nie dam się tak łatwo chamstwu) ale to niewiele w porównaniu z innymi koncertami na ktorych byłam. Ten dla mnie wył wyjątkowo lekki. Nie uważam jednak, że dla wszystkich musiał taki być. W innych częściach płyty na pewno było dużo, dużo gorzej.
Mi jedynie przykro się robiło jak widzialam, że ludzie zamiast skakać, bawić się, czy w jakikolwiek inny sposób odpowiadać na muzykę Slasha, pchali się na siebie jak bydło do koryta. Nie o to chyba chodzi muzykom.