O ile moim zdaniem choroba to powód wybaczalny - można zrozumieć, że ktoś odszedł, odsunął się od kariery, można mu współczuć i czekać na doniesienia o stanie zdrowia, licząc na powrót na scenę, o tyle śmierć to coś zupełnie innego. W przypadku zarówno Pantery jak i Nirvany (zresztą w wielu przypadkach) zupełnie nieoczekiwanego. Cobain strzelił sobie w głowę, będąc u szczytu kariery, będąc guru dla wielu młodych ludzi, którzy odnaleźli się w jego muzyce i psychodelicznych tekstach. Jestem na świeżo po lekturze "Leksykonu buntowników" Cegielskiego, dosłownie dziś go kończyłam, a trzecim od końca rozdziałem był Kurt. Świat nie wiedział, co tak naprawdę się z nim dzieje. Ukrywano jak poważne jest jego uzależnienie, jak poważne są jego problemy psychiczne oraz kolejne odwyki, a także inne próby samobójcze. Śmierć Cobaina spadła więc na wszystkich nagle. Prawdopodobnie nie pozostawiając przez to możliwości zastąpienia go kimś innym. Myślę, że gdyby Novoselic i Grohl w ogóle próbowali to mieliby przechlapane. Ponadto przez tę swoją śmierć Kurt przeszedł już do legendy. Nie wiadomo, co by się z nim działo, gdyby żył nadal. Może jego muzyka straciłaby na poziomie a on sam byłby dzisiaj tylko zblazowanym dziadkiem
(gdyby nie wylądował w zakładzie dla obłąkanych, ale to też przydałoby mu legendy). Gdyby umierał na oczach ludzi, gdyby świat się na to przygotował może dałoby się pchnąć Nirvanę do przodu z innym wokalem. A tak to - nie ma szans.
Tak samo jest z Dime'm. Jego śmierci też nikt się nie spodziewał. A poza tym członkowie obu wymienionych przez Ciebie grup zajęli się własnymi projektami. (Mamy np. Foo Fighters, które w moim osobistym rankingu znajduje się nieporównywalnie wyżej od Nirvany.)
Inaczej rzecz się ma z Queenem. O chorobie Freddiego poinformowano fanów na dobę przed jego śmiercią, (choć wszyscy się chyba tego domyślali), a jego śmierć również musiała być szokiem przez wzgląd na nieznajomość jeszcze AIDS a także brutalność owej choroby. Nie znam dalszych kolei karier pozostałych członków Queena, ale chyba nie słyszałam, żeby jakikolwiek z nich odniósł spektakularny sukces z innym projektem. Nazwiska są znane, ale kojarzone jednoznacznie. To może być przyczyną, dla którego próbowali i próbują reaktywować Queen. Te piosenki fajnie jest móc usłyszeć na żywo, ale Lambert to już nie to samo
Co do AC/DC to nie wiem, podejrzewam, że Janina ma rację
Myślę, że tu też może być przyczyną to, że Scott nie zdążył zbudować legendy wokół siebie i zespołu, (w końcu udało mu się zrobić tylko i AŻ jeden przebój), dlatego zmiana została chłopakom wybaczona. Johnson zapracował na całą resztę. Ale w sumie nikt tego nie wiedział, kiedy Brian dostawał angaż w zespole, więc to po prostu musiał być szczęśliwy traf.