No dobra, postaram się sklecić coś w rodzaju relacji, choć w opisywaniu własnych emocji nie jestem taka dobra...
Nickelbacka słucham od 12 lat, dyskografię mam skompletowaną i to jak najbardziej oryginalną
Dlatego byłam w rozpaczy, kiedy ogłosili koncert w Polsce, bo bałam się, że mnie tam zabraknie. Na szczęście z każdym dniem rozpacz malała, bo wiedziałam, że szanse na moją obecność na Torwarze robią się coraz większe.
Ostatecznie pomocną dłoń wyciągnął do mnie komercyjny koncern piwa i pewnego sierpniowego dnia jego przedstawicielka zadzwoniła, żeby oznajmić, że wygrałam cztery bilety.
Zatem w ramach akcji "Zabierz ekipę na koncert" zabrałam ze sobą Lamę, Myszę i Wagona.
Pod Torwarem kolejka, w Torwarze na płycie ścisk. Już od kilku dni ogłaszano, że koncert jest wyprzedany, więc ilość ludzi raczej dziwić nie powinna. Niezmiennie dziwi mnie za to ludzka głupota, bo miejsca było na tyle, żeby każdy mógł zapewnić sobie dostęp do świeżego powietrza. No ale większość płytowych geniuszy wolała stać w ścisku.
Przez wzgląd na nieobecność Śpiocha nie dopchaliśmy się do barierek, a oczekiwanie na koncert i występ supportu przestaliśmy w tym zwierzęcym ścisku, głównie dlatego, że weszliśmy dość wcześnie, a cała reszta bystrzaków wypełniła płytę już po nas (przez jakiś czas miałam jeszcze nadzieję, że uda mi się dostać do bocznej barierki, ale nadzieja ta płonną była).
Support. Skillet. Z nazwy znałam już od dłuższego czasu, a im bliżej koncertu tym częściej słuchałam dwóch czy trzech piosenek, bo open.fm mnie nimi raczyło w pracy. Ich granie mi się bardzo spodobało, ale to co dostałam na żywo przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Totalne WOW. Moim pierwszym skojarzeniem było, że grają jak Papa Roach w featuringu z Paramore i skojarzenie to pozostało ze mną aż do tego momentu, a więc go nie cofam
Takie granie to ja bardzo lubię, zespół zrobił na mnie piorunujące wrażenie, byli świetni! Z chęcią zobaczyłabym ich jeszcze raz. Póki co wzbogaciłam moją playlistę o kilka cennych kawałków
Między koncertami oczywiście puszczano muzykę dla umilania oczekiwania. Było trochę Gunsów (YBBM, Civil war i WTTJ).
Po supporcie też taktycznie wycofaliśmy się na tyły w celach ratowania życia, (po ścianie śmierci na Skillecie, która ostatecznie zamieniła nas w sardynki stwierdziłam, że trzeba taką decyzję podjąc i to jak najszybciej). I muszę przyznać, że była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu
Nie dość, że nikt nie zasłaniał mi telebimu to jak się postarałam to i scenę widziałam. I to całą! Poza tym wokół było miejsce do ruchowego entuzjazmu podczas koncertu no i to co najważniejsze czyli powietrze do swobodnego oddychania.
W końcu się zaczęło!
Setlista wygladała tak:
1. Animals
2. Woke Up This Morning
3. Photograph
4. Something in Your Mouth
5. Savin' Me
6. Far Away
7. Too Bad
8. Someday
9. If Today Was Your Last Day
10. Rockstar
11. When We Stand Together
12. Drum Solo
13. Gotta Be Somebody
14. Lullaby
15. Figured You Out
16. How You Remind Me
Bis:
17. Saturday Night's Alright for Fighting
18. Burn It to the Ground
Przyznam, że miałam kilka "ale" to nieobecności niektórych piosenek, kiedy przeglądałam setlistę z innych krajów, ale jak już tam się znalazłam to szybko o tym zapomniałam. (Szkoda tylko, że nie zagrali "Trying not to love you", bo to dość szczególna piosenka
Co nie?
).
O każdej piosence z osobna rozpisywać się nie będę ponad to, że cokolwiek by nie zagrali i tak byłaby to playlista marzeń, ponieważ znałam słowa każdej od początku do końca, co prawdopodobnie miało swój wpływ na odbiór przeze mnie owego koncertu. No i emocje. Bo jak tu się nie popłakać na "Far away" czy "Lullaby"
Chłopaki są niesamowitymi profesjonalistami, dali genialne show, rozruszali towarzystwo i mieli świetny kontakt z publiką. Bardzo dobrze, że przeplatali mocne kawałki balladami, bo inaczej wytrzęsłabym sobie mózg od skakania
.
No i dali czadu. Aż trudno znaleźć odpowiednie słowa, żeby opisać jak fantastyczny to był koncert. Wydzierałam się, skakałam, śpiewałam, emocjonowałam i byłam niesamowicie szczęśliwa, że mogłam tam być. I to nie sama, a z "ekipą" ^^
Chłopaki oczywiście nie omieszkali się pochwalić, że znają kilka polskich słów i oprócz "Na zdrowie", "Dziękuję", "Jezus Chrystus" także "The word, which rhymes with "murwa"
Niestety Chad nie dał się podpuścić ani uprosić i nie zamienił "m" na "k"
Na którejś z początkowych piosenek, już nie pamiętam której ale chyba "Photograph" ostatni rząd tylnych trybun rozwinął transparent z napisem "We will always be here for you"
za co chłopaki podziękowali i w ogóle odniosłam wrażenie, że zrobiliśmy na nich wrażenie i będą mile wspominać Warszawę i fanów z Polski. Mam nadzieję, że wrócą. A jeśli wrócą to na pewno znów przejdę się na ich koncert. Na 2014 zapowiedziany jest nowy album i liczę na to, że nie ominą Polski podczas jego promowania
Jak coś mi się jeszcze przypomni to dopiszę. A może ktoś zrobi to za mnie
W każdym razie koncert był nieziemski. żywiołowy i magiczny. Magiczne jest też to, że w przeciągu półtora roku zaliczyłam już trzy koncerty zespołów, które w moim osobistym rankingu zaliczają się do ścisłej czołówki tych ukochanych. Oby tak dalej