Starając się nie nadużywać słowa "poezja" - co nie ukrywam, będzie trudne - chciałam podzielić się swoimi wrażeniami po przesłuchaniu "The Dio Years"
. Z ponad miesięcznym opóźnieniem wprawdzie, ale lepiej późno, niż wcale...Bez wątpienia Dio ma lepszy wokal od Ozzy`ego. Ozzy to ojciec chrzestny metalu i ogromnie charyzmatyczna postać, ale śpiewać nigdy nie potrafił. Pamiętam, że w dzieciństwie zawsze porównywałam jego śpiew do mówienia po chińsku z angielskim akcentem
...I tak nie ma to większego znaczenia, bo Ozzy był i jest the best...
Ronnie natomiast ma potężny, ekspresyjny wokal z "drapieżnością", której wielu wokalistów mogłoby mu pozazdrościć. Facet w wieku 65 lat daje takiego czadu, że niejedna kapela zapewne pozazdrościłaby Sabbathom frontmana... Płyta jest świetna. Mimo iż większość utworów już znam, uważam, że jest ona świetną dokumentacją etapu BS po odejściu Osbourne`a...Wersja live utworu Children Of The Sea jest niesamowita, tekst, wokal, gitara sprawiają, że wchodzimy nagle w jakiś mistyczny klimat...niepowtarzalne odczucia...Podobne wrażenia towarzyszyły mi podczas słuchania The Devil Cried...Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że są jeszcze na tym ziemskim padole kapele, które tworzą muzykę przez duże M...genialny utwór
! "Ear In The Wall" z świetną gitarką Tony`ego, choć wg mnie nieco gorsze od dwóch pozostałych nowych utworów, można również śmiało określić mianem `dobrego cięzkiego grania`. "Shadow Of The Wind" jest genialne - gitary oddają to charakterystyczne dla BS brzmienie, ciężkie, mroczne i jedyne w swoim rodzaju!
BS miażdży...ujmując to kolokwialnie
A co mi tam....poezja...