oj dziękuje Ci Douger. Nawet się wzruszyłem. Dosłownie oddali to co czuję kiedy patrzę na podwórko, na którym ja się bawiłem. To osiedlowe, na którym bywałem rzadziej i na to moje własne przy moim domu jednorodzinnym. Na dachu szopy, w której trzymaliśmy drewno na opał, był klub mój i mojego brata. zima klub przenoszony był do starej "pralni" u nas na podwórku (prało się tam rzeczy robocze w wielkim kotle, pod którym było palone w piecyku i w ten sposób się podgrzewało wodę). Wielki orzech (drzewo), na który można było łatwo wejść służył mi za miejsce dla snajpera albo żołnierza z wojny. W murze, który dzielił moje podwórko od podwórka sąsiadów, były luźne cegły, w których chowaliśmy "skarby", czyli szklane kulki i jakieś notatki z napisanymi przez nas wskazówki, jak znaleźć rzecz, którą zakopaliśmy w innym miejscy naszego podwórka, albo na podwórku naszej babci. No i jeszcze co jakiś czas szliśmy do taty i pytaliśmy czy możemy wykopać dziurę na podwórku. Zawsze chcieliśmy dokopać się do Chin. Było cudownie...