Opowiem Wam historię, która miała miejsce w moich okolicach, jakiś czas temu.
Była zima, kobiety jechały do domu, z drugiej zmiany, czyli było już po 22. W pewnym momencie zobaczyły, jak jakaś Pani je zatrzymuje, i prosi, żeby ją podwiozły. Miały miejscu, i ją wzieły, jadą, i pewnym momencie, ta Pani, mówi, że to tutaj i żeby sie zatrzymały, a co dziwne, było w to "szczerym polu" i niczego wokoło nie było. Odwróciły sie jeszcze w jej stronę, patrzą, a jej nie ma. Wyszły z samochodu, patrzą, a w rowie jest samochód. Patrzą do środka, a tam, za kierownicą jest ta kobieta, którą wzięły. Nieżywa. Z tyłu siedziało, dziecko, które jeszcze żyło.
Nie wiem, ile ich tam było, ale z tego co słyszałem, przynajmniej jedna (a może więcej) nie poradziły sobie z tym, po prostu nie wytrzymały, i musiały iść do szpitala psychiatrycznego.