to może i ja, drugim w historii postem
gwoli wyjaśnienia: można mnie nazwać fanem Gunsów, choć jeżeli chodzi o szeroko rozumianą muzykę rockową to zespołem, który zawsze będzie u mnie na pierwszym miejscu jest mało chyba kochane wśród użytkowników tego forum Bon Jovi. Cóż, taki się urodziłem, nikt nie jest doskonały
(oczywiście rozmawiamy na płaszczyźnie takiego właśnie rocka, a nie King Crimson czy VDGG, bo równie dobrze możemy zacząć o Dvoraku i Mozarcie
). Trochę nie ta skala.
dlaczego wspominam o Bon Jovi - otóż za najlepszy LP tego zespołu uważam Keep the faith z 91 roku. Płytę bardzo różnorodną, przesiąkniętą wpływami wielu nurtów muzycznych, od U2 po Iron Maiden, nie zapominając o czystym bluesie. To najbardziej cenię także na Demokracji: wielopłaszczyznowość tej muzyki, przemieszanie stylów, świeże spojrzenie. Po kolei:
1. Chinese Democracy - nie powala mnie, próba stworzenia substytutu na miarę WTTJ, nie do końca udana. Jak ktoś dobrze napisał, kawałek miał potencjał, ale nie udało się go w całości wykorzystać 8/10
2. Shackler's revenge - kiedy po raz pierwszy go usłyszałem solidnie się przestraszyłem. Co to ma niby być? Teraz już mi przeszło, nawet go sobie czasem włączę 7/10
3. Better - no dobra, rzeczywiście ma kopa 9/10
4. Street of dreams - bardzo udana ballada, nasuwająca skojarzenia z młodzieńczymi latami, przynajmniej u mnie 8/10
5. If the world - wielkie zaskoczenie i wielka rewelacja. Wielki podziw dla Axl'a, tego się po nim nie spodziewałem. Rytm rozkołysał mnie od razu, bardzo spójny i klimatyczny utwór 9/10
6. TWAT - od pierwszego przecieku mój ulubiony i tak pozostało, choć wolę wersję demo, szczególnie bez wokalu. Jak dla mnie, i piszę to w pełni władz umysłowych, jeden z pięciu najlepszych kawałków Gunsów ever. Do tego jeden z najlepszych tekstów na całej płycie. Tym utworem panowie Buckethead i Finck wskakują do mojej drużyny marzeń. 10/10
7. Catcher in the rye - jeden z utworów przypominających nieco "starych" Gunsów. Bardzo fajne, ale nie powala. Takie "Yesterdays". 7/10
8. Scraped - stylowo również nieco dawnego Gn'R. Wokalizy na początku trącą Anastacią, ale to akurat lubię. Potem jest już mocno 8/10
9. Riad n' the bedouins - najsłabszy na płycie, zapychacz do posłuchania, jakich dla mnie wiele było na pierwszej Iluzji, choć w porównaniu z tamtymi i tak dobry 6/10
10. Sorry - od tego kawałka do końca płyta ociera się już o majstersztyk, oczywiście taki na miarę naszych czasów i możliwości
(mam na myśli całość, pięć utworów traktowane razem, nie osobno). Wspaniała ballada z mocnym, emocjonalnym refrenem. 9/10
11. IRS - wolałem wersję demo, była ostrzejsza, dlatego tylko 9/10
12. Madagascar - współczesne Civil war, chociaż porównania by nie wytrzymał. Najsłabszy wokal Axl'a na płycie, ale utwór staje się kosmiczny dzięki środkowi ze świetnym riffem 9/10
13. This I love - piękna ballada, jednak ciut przesłodzona 9/10
14. Prostitute - o dziwo, od razu wpadł mi w ucho. Refren znakomity, do tego bardzo klimatyczny, refleksyjny finał 9/10
Ocena ogólna (nie biorę pod uwagę ocen cząstkowych): 8/10
Kiedyś, chyba w "Tylko rocku" były zamieszczone opinie ludzi z muzycznego światka zatytułowane "Jaką płytę zabrałbyś na bezludną wyspę". Wiele wskazań było na Appetite i w sumie zgadzałem się z tą oceną. Teraz zmieniam zdanie. Chinese wygrywa dzięki zróżnicowaniu i wyobraźni muzycznej, choć najlepszą płytą Gunsów i tak pozostaje dla mnie druga Iluzja.
Największym wygranym tej płyty jest pan W. B. Rose jr.
P.S. Proszę tylko o jedno. Przestańcie traktować My world jako "utwór". To był żart muzyczny i nic więcej. Równie dobrze mogli coś wychrumkać.