Pójdę do MM delikatnie wezmę jedną z płyt, którąś z tyłu taką 'niemacaną', po zakupie zapewne nie dotrwam z otworzeniem jej dopiero w domu, więc ostrożnie rozpakuje ją gdzieś na ławeczce, w prawdopodobnym towarzystwie glosu kumpeli 'ale ja ci mówię, tej płyty tak naprawdę nie ma!". Po powrocie wieczorem - okładka na honorowym miejscu, głośniki na full, jakieś świeczki, żeby oczojebny niebieski ekranik wiezy mnie nie wkurzał i pół nocy z głowy. Potem na mp3 i do telefonu ^^
Dopiero teraz naprawde zdałam sobie sprawę ta płyta JEST. wow