Współzałożyciel Guns N’ Roses i lider L.A. Guns, Tracii Guns, udzielił ostatnio wywiadu „The Captain”.
Sięgnął pamięcią do wczesnych lat osiemdziesiątych, kiedy to – jak się okazuje – był szkolnym kolegą Slasha, i opowiedział, jak wyglądało wówczas życie oraz scena muzyczna.
„Slash i ja chodziliśmy razem do podstawówki, a potem do szkoły średniej”, wyjawił.
„Nasi rodzice wiedli szczególne życie: niby hippisowskie, niby rockandrollowe. Wzrastaliśmy w przeświadczeniu, że jedynym, czym możemy zająć się w przyszłości, jest muzyka. Tylko ona się liczyła. Dzieciaki, które chciały poświęcić się nauce, nie mogły wówczas liczyć na wsparcie rodziców. Chcąc znaleźć uznanie w oczach najbliższych, trzeba było zapuścić włosy i nauczyć się grać na ukulele czy innym instrumencie”.
„Kiedy miałem sześć lat, mój wujek Ron zaczął uczyć mnie gry na gitarze”, ciągnął Tracii. „Miał długie włosy i przez trzydzieści lat pracował w tej samej firmie jako inżynier mechanik. Dorastałem w cieniu Hollywood i pobierałem nauki w Fairfax High School, która cieszyła się opinią czegoś w rodzaju Hollywood High School, tyle że w większym pazurem. Ten, kto tam nie uczęszczał, uchodził za pozera.
Co do mnie, to w tamtym czasie chciałem tylko grać. Chciałem stać się jak Randy Rhoads albo Jimmy Page. Zresztą nadal chcę być jak Randy Rhoads albo Jimmy Page – to akurat nigdy się nie zmieniło”.
4 czerwca 1982 roku, siedemnastoletni Slash i Tidus Sloan grają koncert w Fairfax
„W szkole średniej zacząłem grać na poważnie. Wtedy też zobaczyłem pierwszy koncert Mötley Crüe w Hollywood… i to zmieniło moje życie. Byłem pod wrażeniem! Dzisiaj ubrani w skórę muzycy metalowi spowszednieli, ale wówczas… Poza Mötley Crüe byli też W.A.S.P., byli The Germs. Punk rock święcił triumfy i wszyscy chcieliśmy być tacy jak oni.
Zapuściłem sobie włosy, żeby wyglądać jak Nikki Sixx.
Gdy W.A.S.P. i Mötley Crüe zaczęli grywać w Troubadourze i Whiskey, wszystko się zmieniło. Ale były też inne zespoły. Na przykład Ratt i tego typu kapele. Albo Poison. Krótko mówiąc, tuż przed powstaniem L.A. Guns i Guns N’ Roses zaczynało się robić naprawdę zabawnie.
W Los Angeles zawsze mieliśmy też świetną scenę alternatywną. Mam na myśli Jane’s Addiction, Red Hot Chili Peppers itp. Praktycznie dorastaliśmy razem”.
„Slash i ja chcieliśmy grać w zespołach tej miary co Led Zeppelin, Aerosmith czy Black Sabbath. Mieliśmy także przyjaciół w The Cure i tym podobnych kapelach. Oto co nas kształtowało”.
„Kiedy Mötley Crüe przestali grać w klubach, na scenę wkroczyliśmy my. Przy tym zrobiliśmy krok naprzód. Mówiliśmy sobie: ‘Skoro Mötley Crüe i Van Halen wywarli na muzyczną scenę Los Angeles tak wielki wpływ, to co my możemy zrobić, żeby nie uprawiać epigoństwa, tylko posunąć się o krok dalej?’
Myślę, że chcąc nie chcąc, musieliśmy postawić na bardziej surowe brzmienie.
Z pomocą przyszły nam takie kapele jak Hanoi Rocks, New York Dolls czy wczesne Aerosmith.
Kochaliśmy tę muzykę i potrafiliśmy łączyć W.A.S.P. i New York Dolls w coś na kształt Aerosmith. Ale jedno trzeba powiedzieć jasno: muzyka była na pierwszym miejscu. Była ważniejsza niż na przykład wizerunek, choć i tego ostatniego nie mogliśmy lekceważyć, ponieważ w latach osiemdziesiątych wizerunek był kluczowy”.
„To były piękne czasy”, podsumował Tracii nostalgicznie. „Można było chodzić do lokali pokroju The Rainbow i po prostu gapić się na ludzi aż do zamknięcia. Zaje***sta rzecz”.
Źródło