Zakk Wylde był niedawno gościem „Conversation Series” i przy tej okazji ponownie mówił o swojej przygodzie z Guns N’ Roses z połowy lat dziewięćdziesiątych.
„Znałem chłopaków od dawna”, powiedział. „Kiedy przyjechałem [do Kalifornii] i zacząłem grać z Ozzym [Osbourne’em], poznałem Slasha i Duffa. Zaprzyjaźniliśmy się i tak dalej… Gunsi właśnie wówczas zaczęli osiągać sukcesy. Poznałem także Stevena [Adlera] i Matta [Soruma], który grał wtedy w The Cult”.
„Pewnego dnia Axl – którego nie spotkałem nigdy wcześniej – i Slash rozmawiali o tym, kto mógłby zostać u nich gitarzystą. Wtedy pojawiło się moje imię.
‘Może zwrócimy się do Zakka?’, zasugerował [Slash].
Axl na to: ‘Dobra, skontaktuję się z nim’.
Zdobył mój numer telefonu i zadzwonił.
‘Hej, Zakk, nie miałbyś ochoty dołączyć do nas i pograć?’.
‘Jasne, nie ma problemu’, rzuciłem.
W tamtym czasie nagrywałem ‘Ozzmosis’ [album Osbourne’a z 1995 roku], a kiedy wracałem do Los Angeles, spotykałem się z chłopakami i bywaliśmy w sali prób. Mieliśmy różne pomysły, ale nic konkretnego się nie działo.
[W końcu] Ozz powiedział: ‘Słuchaj, Zakk… Możesz grać na dwóch frontach, ale musisz dać mi odpowiedź. W poniedziałek o dwunastej ruszamy. Zabierasz się z nami czy nie?’.
Nie miałem od chłopaków żadnej konkretnej odpowiedzi, wszystko było na wodzie pisane, a Ozz ostatecznie zdecydował się na innego gitarzystę. Wtedy usiadłem i zacząłem się zastanawiać: ‘Co teraz? Mam mnóstwo riffów… a nie gram, k***a, ani z Ozzym, ani z Guns N’ Roses’”.
W takich okolicznościach powstał Black Label Society.
O przesłuchaniach do GNR Zakk mówił już wcześniej, w niedawnym wywiadzie dla „Classic Rock”. Wyraził się wtedy nieco mniej dyplomatycznie:
„Graliśmy razem – ja, Axl, Slash, Duff, Matt i Dizzy”, wyjawił. „Powiedziałem Axlowi: ‘Kiedy zamierzasz dograć wokale, chłopie? Rusz się i przyjedź do studia, k***a!’.
Black Label Society powstali, bo miałem w zanadrzu sporo riffów i pewnego dnia przyszło mi do głowy: ‘Piep***ć to, sam je nagram’.
Nie chcę przez to powiedzieć, że Axl miałby z nimi trudności. Chodzi raczej o to, że on się bardzo angażuje. Wkłada wiele pasji w to, co robi. Wolałbym pracować z kimś takim niż z kretynem, który ma wszystko w dupie”.
ŹródłoŹródło