Darren Paltrowitz z „Paltrocast” rozmawiał ostatnio z Dizzym Reedem.
Dizzy odpowiedział przy tej okazji na pytanie, czy to Brett Tuggle, który gra na klawiszach w Fleetwood Mac, wzbudził w nim chęć grania z zespołem na scenie, a nie „zza kulis”.
„No cóż, stoczyłem niemały bój… jeżeli wolno mi to tak ująć”, wyjaśnił Reed. „Myślę, że paru chłopaków, czy może nasza załoga i ludzie z produkcji poruszyli ten temat, a ja… Sam nie wiem. Sądzę, że uniknąłem tego dzięki Axlowi, który mnie wsparł. I kto wie, może to pomogło również innym klawiszowcom, którzy odtąd nie musieli stać w cieniu”.
Sześć lat temu Dizzy mówił w wywiadzie dla australijskiego „Lock In”, że zawsze był traktowany jako ważna część koncertów Guns N’ Roses i nie musiał ginąć w mrokach gdzieś na krańcach sceny.
„Zawdzięczam to Axlowi”, powiedział wówczas. „To on chciał mieć mnie w zespole i sądzę, że widział, że mnie też bardzo na tym zależy. Nie chcę przez to powiedzieć, że inni chcieli zepchnąć mnie w cień. Nie mam co do tego pewności, więc nie będę się wypowiadać. W każdym razie Axl widział, jak bardzo chcę być częścią zespołu, dać mu coś od siebie, i za to jestem mu wdzięczny”.
Dizzy jest drugim pod względem stażu członkiem Guns N’ Roses. Jedynie Axl jest w zespole dłużej od niego.
Źródło