Gilby Clarke udzielił ostatnio wywiadu Anne Erickson z Audio Ink Radio.
Mówił w nim między innymi o tym, jak się czuł, grając w jednej z najwspanialszych epok w dziejach muzyki – to jest na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
„Najbardziej utkwiło mi w pamięci to, że doskonale się bawiłem. To była świetna praca. Każdy z nas ma jakąś pracę i nie zawsze chodzi do niej z uśmiechem na ustach. Ja każdego dnia chodziłem do pracy uśmiechnięty. Mogę powiedzieć bez popadania w przesadę, że to było jak spełniające się marzenie. Było wspaniale. Każdy pytał mnie:
W jakim grasz zespole, a kiedy mówiłem, że w Guns N’ Roses, odpowiedź brzmiała:
O! Znam ich!. To był magiczny czas”.
„Wszyscy zdawali się wówczas lubić tę samą muzykę”, ciągnął Gilby nostalgicznie. „Rock przeżywał renesans. Przez scenę przewijało się bardzo wielu ludzi i bardzo wiele pieniędzy.
Oczywiście czasy się zmieniają. Muzyka się zmienia. Byłoby nudno, gdyby było inaczej.
Cieszę się, że mam takie wspomnienia. I szczerze mówiąc, nie odczuwam potrzeby, żeby doświadczyć tego jeszcze raz”.
Clarke powrócił również do kwestii grunge’u i tego, jak ten nurt wpłynął na ówczesną scenę muzyczną. Były gitarzysta Guns N’ Roses zaprzeczył, jakoby pojawienie się grunge’u było nagłe i niespodziewane.
„To nie stało się z dnia na dzień”, oświadczył Gilby. „Mam na ten temat kilka spostrzeżeń…
Po pierwsze, zanim dostałem angaż do Guns N’ Roses, współpracowałem z Virgin Records. Dlatego dobrze wiedziałem, co się szykuje.
Albumu Nirvany wysłuchałem, zanim się ukazał. Uznałem, że to naprawdę dobra płyta, ale nie myślałem o niej w kategoriach grunge’u. Nie był to też hard rock. Na moje ucho brzmiała prawie jak coś z Green Day. Tak przynajmniej pomyślałem, wysłuchawszy jej po raz pierwszy”.
„Grałem w Guns N’ Roses, kiedy pojawił się grunge”, dodał Clarke. „Początkowo nijak na nas nie wpłynął. Koncertowaliśmy wtedy na stadionach, a bilety sprzedawały się na pniu. Sytuacja zmieniła się dopiero później. Kiedy wydawałem pierwszą płytę solową, a Slash powoływał do życia Slash’s Snakepit, w środowisku muzycznym następowały już zmiany. Trudniej nam było przebić się w radiu. Pamiętam, że gdy ukazała się
Pawnshop Guitars, to piosenka
Cure Me Or Kill Me - mimo że cieszyła się naprawdę sporą popularnością - nigdy nie zdołała uplasować się w notowaniach wyżej niż
Black Hole Sun.
Cure Me Or Kill Me zawsze była na drugim, a
Black Hole Sun – na pierwszym miejscu. Dopiero wówczas dotarło do mnie, że klimat istotnie się zmienił”.
Źródło