12 marca br. Ron Thal był gościem „Behind The Music”.
W rozmowie odniósł się między innymi do czasów, kiedy był gitarzystą Guns N’ Roses.
„Moim marzeniem zawsze była konfiguracja John-Paul-George-Ringo, a nie John-Paul-George-plus-wynajęty-facet”, powiedział „z beatlesowska”.
„Bynajmniej nie próbuję deprecjonować tych ośmiu lat w Guns N’ Roses ani im umniejszać; w końcu współtworzyłem
Chinese Democracy, dograłem na tę płytę swoje partie. Potrzebuję jednak zespołu, który byłby także moim dziełem i dla którego mógłbym komponować, działać twórczo”.
„W mojej przygodzie z Gunsami świetne było to, że mogłem grać na wielkich scenach”, ciągnął Bumblefoot. „Tak, to było wspaniałe przeżycie, coś, o czym człowiek marzy, kiedy jako dzieciak zaczyna brzdąkać”.
Gdyby Ron musiał opisać swoje lata w Guns N’ Roses jednym słowem, jak ono brzmiałoby?
„Intensywne”, odparł gitarzysta. „To były bardzo intensywne lata. Zaliczyłem najwyższe wzloty, najniższe upadki, a także wszystko, co jest pośrodku. Nawiązałem wiele świetnych przyjaźni.
Nie cierpię mówić, że sporo się nauczyłem, bo to nie jest kwestia zdobywania umiejętności – jeżeli trafiasz do zespołu takiego kalibru, to właśnie dlatego, że już je zdobyłeś. Ale prawda jest taka, że człowiek uczy się przez całe życie.
[W Guns N’ Roses] zdobyłem doświadczenia i nauczyłem się rzeczy, które aż do tamtej pory były mi obce. To było wspaniałe. Jasne, kiedy dołączałem do Gunsów, miałem już na swoim koncie może z dziesięć lat koncertowania w różnych krajach. Grałem w Rosji, grałem solowo itd. Nie mogę więc powiedzieć, że brakowało mi doświadczenia. Po prostu nie miałem doświadczenia jako wynajęty muzyk w zespole, który zapełnia stadiony. To akurat było dla mnie czymś nowym.
Wcześniej zespół był dla mnie głównie grupą kumpli, z którymi grałem i z którymi łączyły mnie przyjacielskie relacje. To nie byli obcy ludzie. Owszem, zdarzało się, że byłem angażowany na koncerty, ale to nigdy nie była tak wielka, renomowana kapela. Na tym polegała różnica”.
Zapytany o to, czy zdarza mu się rozmawiać z Axlem, Ron zaśmiał się i odpowiedział:
„[Axl] robi swoje, a ja swoje. Życzę im jak najlepiej. I cieszę się, kiedy widzę, jak świetnie sobie radzą po powrocie Slasha i Duffa. Bardzo się cieszę”.
Źródło