Ted Nugent był niedawno gościem programu „Rock Talk With Mitch Lafon”.
Rozmowa dotyczyła między innymi czasów, gdy stojący u progu kariery Guns N’ Roses otworzyli koncert Nugenta.
„Kocham muzykę we wszystkich jej przejawach”, powiedział Ted. „Choć oczywiście pewne jej formy kocham mniej niż inne. Myślę na przykład, że muzyka country w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto jest żenująca. To śmieci i tyle. Pozbawiona życia i mdła… brzmi jak marsz żałobny dla zranionego szczeniaka. Nie cierpię jej”.
„Za to kocham rock and rolla.
Wciąż pamiętam, jak Guns N’ Roses… sądzę, że to był jeden z ich pierwszych koncertów… supportowali nas w Santa Monica Civic Center. To chyba było w 1984 roku
*… W każdym razie wiedziałem, że wymiatają, kiedy tylko stanęli na scenie”.
*Prawdopodobnie chodzi o 30 sierpnia 1986 roku, kiedy Guns N’ Roses faktycznie otworzyli koncert Nugenta – przyp. tłum. „Widząc ich tamtej nocy, pomyślałem:
Kim, k***a, są ci ludzie?”, ciągnął Nugent. „Ich wokalista był jak połączenie Micka Jaggera ze Stevenem Tylerem i Jimem Dandym! A to, co wyczyniał Slash… brzmienie gitary basowej i perkusji… mieli w sobie coś ze Stonesów, Beatlesów, The Who i Led Zeppelin… Muzyka z najwyższej półki. Powiedziałem sobie, że muszę mieć ich na oku, bo są gniewni, pełni ognia i pozbawieni zahamowań”.
„Co do ich dalszej kariery… Wiesz, mam awersję do ćpania. Sądzę, że to największa krzywda, jaką człowiek może wyrządzić własnej rodzinie. […]
Kolejna rzecz to nadmierne poleganie na rozgłosie i rzekomym uwielbieniu ze strony innych… Niejeden wielki zespół się na tym przejechał, być może Guns N’ Roses również.
Nadal jednak tworzyli genialne piosenki. Zdobyli muzyczny autorytet i za to należy im się uwielbienie, poważanie i szacunek”.
„Niewielu artystom udaje się ta sztuka”, dodał Nugent. „Bo możesz grać świetną muzykę, mieć znakomity zespół i kilka wielkich przebojów, ale jeśli chcesz naprawdę zdobyć autorytet, musisz przekazywać to, co masz głęboko w trzewiach.
Guns N’ Roses to się udało i za to zawsze miałem dla nich wielki podziw”.
Źródło