Znany dziennikarz muzyczny, Richard Bienstock, rozmawiał ostatnio ze współzałożycielem Guns N’ Roses, Traciim Gunsem.
Tracii odpowiedział na serię pytań z gatunku „Mój pierwszy…” / „Moja pierwsza…”.
Mówił między innymi o pierwszym spotkaniu z Axlem. Pierwsza piosenka, w której się zakochałem„Whole Lotta Love” to utwór, który sprawił, że zapragnąłem grać na gitarze. Ale pierwszą piosenką, która podbiła moje serce, była „Bang a Gong” T-Rex. Była tak inna od wszystkiego, co można było wtedy usłyszeć w radiu…!
Pierwsza piosenka, którą napisałem Utwór nosił tytuł „Sunshine” i stworzyłem go w wieku sześciu lat. Słowa pamiętam po dziś dzień: „Time for song / time for measure / now it's summer / now it's pleasure”. Tekst powstał dużo później, napisał go mój kumpel, Danny Tull. Chwyty były bardzo proste.
Pierwsza kapela, w której grałem To była kapela, w której poza mną grali Danny Tull i Dave Melford. Nazwa, jeśli mnie pamięć nie myli, brzmiała Whoopie Cat. Dlaczego? Bo jest w piosence „Misty Mountain Hop” wers „would we care”, ale nam się wydawało, że Led Zeppelin śpiewają „whoopie cat”. I postanowiliśmy, że tak się właśnie nazwiemy. Nasze pierwsze trzy piosenki to były covery: „Mongoloid” Devo, „Stranglehold” Nugenta i „Stairway to Heaven”. Jakieś dwa tygodnie później dodaliśmy „Purple Haze”.
Pierwszy zespół z Sunset Strip, który uwielbiałem Mötley Crüe? Nieeee… to byłoby zbyt oczywiste. Powiem więc: kapela o nazwie Wizard. Nie wiem, czy grywali na Strip, ale na pewno wystąpili w Troubadourze. Zespół był trzyosobowy i w pewnym sensie przypominał Van Halen, bo na gitarze i perkusji grali bracia. Uwielbiałem ich. Ale moje życie naprawdę się zmieniło, gdy usłyszałem Mötley Crüe.
Pierwszy koncert z L.A. Guns Mój pierwszy koncert z L.A. Guns odbył się przy Sunset Strip, w Gazzarri’s. Grałem na białej gitarze Gibson Flying V. To było w 1981 albo 1982 roku. Naprawdę wcześnie. Naszym wokalistą był Mike Jagosz. Na gitarze basowej nie grał, zdaje się, Danny Tull… Myślę, że naszym basistą był wówczas Rick Akiyama, który sam o sobie mówił Rick Mars. Za bębnami siedział [przyszły muzyk Guns N’ Roses] Rob Gardner.
Pierwsze spotkanie z Axlem Moje pierwsze spotkanie z Axlem odbyło się tuż po tym, jak on przybył z Indiany. W owym czasie mieszkał ze swoją dziewczyną… czy może byłą dziewczyną. Laska miała na imię Jane.
Pojechałem do niego. Nasze spotkanie trwało krótko, a on był dla mnie bardzo miły. Miałem wówczas siedemnaście lat.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, jak śpiewa? To było tego dnia, gdy L.A. Guns, Hollywood Rose i Poison zagrali razem. Jakoś krótko po moim pierwszym spotkaniu z Axlem. L.A. Guns i Hollywood Rose grali na dole, a Poison na piętrze. To był ich pierwszy koncert w Los Angeles. Pamiętam, że gadałem z Axlem, a potem on poszedł na próbę i… wbiło mnie w fotel. Mogłem tylko pomyśleć: „O, k***a!”. Bo Mike Jagosz był naprawdę świetnym wokalistą, ale ciągnęło go w stronę takich postaci jak Klaus Meine czy Dio. Axl bardziej przypominał Roberta Planta, śpiewał trochę na bluesową modłę. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby ktoś tak śpiewał… może dlatego, że w owym czasie to nie było modne.
Powiedziałem do Izzy’ego: „Chłopie, co to za kozak!”. A on na to: „A nie mówiłem?!”.
Źródło