Ostatnimi czasy Gilby’emu często zdarza się udzielać wywiadów.
Niedawno były gitarzysta Guns N’ Roses był gościem „Metal Recycle Bin”.
Mówił tam między innymi o początku lat dziewięćdziesiątych, czyli o epoce rosnącej popularności muzyki grunge.
„Wiele mówiło się wówczas o tym, że czasy się zmieniają”, powiedział.
Gilby wyjawił, że jako pierwszy z tymi zmianami oswoił się Axl.
„Axl, rzecz jasna, był z nowinkami na bieżąco. Uwielbiał Nirvanę. Uwielbiał Soundgarden. Uwielbiał Pearl Jam. Gustował w zespołach tego nurtu znacznie bardziej niż ja, Slash czy Duff. Nam pogodzenie się z zachodzącymi zmianami przychodziło trudniej”.
„Myślę, że tak naprawdę uświadomiliśmy je sobie dopiero wtedy, gdy zaczęliśmy promować nasze płyty solowe – mam na myśli moją płytę i płytę Slasha. Jednego roku graliśmy na stadionach, a następnego – już tylko w klubach. To otworzyło nam oczy”.
Gilby przytoczył także pewną anegdotkę.
„Wciąż pamiętam, co się wydarzyło, kiedy pewnego dnia ja i Slash wychodziliśmy z [lokalu] Rainbow. To było jakoś w 1992 albo 1993 roku. Natknęliśmy się na grupkę osób. Jedna z nich zauważyła Slasha i powiedziała do drugiej:
Spójrz, to przecież Slash. Zaśmiewały się przy tym, jak gdyby chodziło o jakąś postać z kreskówki, a nie o Slasha z Guns N’ Roses, który ledwie trzy czy cztery lata wcześniej uchodził za jednego z najbardziej zaje***stych gości na ziemi.
Tak, tego rodzaju epizody zwiastowały dokonujące się zmiany. Niektóre zespoły zdawały się tracić muzyczną wiarygodność i zaczynały lekko trącić czymś w rodzaju kreskówki”.
Źródło