Slash's Snakepit, ok. 1995. Od lewej: Mike Inez, Eric Dover, Slash i Gilby Clarke W roku 1995 trudno było o coś bardziej interesującego, a zarazem wymagającego niż śpiewanie w pierwszym projekcie Slasha bez Guns N’ Roses. Ten, kto stawał za mikrofonem, przejmował schedę po człowieku znanym jako W. Axl Rose, największym wokaliście od czasów Freddie’ego Mercury’ego.
Ów projekt nazywał się Slash's Snakepit.
A wokalista – Eric Dover. Dover wychował się w północnej Alabamie. Do Los Angeles przyjechał w pierwszych latach dziewięćdziesiątych.
W „It’s Five O’Clock Somewhere” – albumie wydanym przez wytwórnię Geffen Records, znaną ze współpracy z Guns N’ Roses – jego głos i teksty świetnie wpisały się w surowe, hard rockowe brzmienie, będące niejako powrotem Slasha do tego, co w 1987 zapewniło „Appetite For Destruction” status arcydzieła. Na płycie zagrali też inni znani z Guns N’ Roses muzycy, Gilby Clarke (gitara) oraz Matt Sorum (perkusja), a także Mike Inez z Alice in Chains (gitara basowa).
Slash napisał w autobiografii, że kiedy przedstawił Axlowi demówki, które następnie miały wejść do repertuaru Snakepit (były to „Neither Can I”, „Good To Be Alive”, „Beggars & Hangers-On”, a także „Back And Forth Again”), ten „wykazał kompletny brak zainteresowania”.
Slash odwrotnie, był z tych kawałków zadowolony do tego stopnia, że na koncertach Snakepit jedynym nawiązaniem do Guns N’ Roses było intro do „My Michelle”. Poza piosenkami z „It’s Five O’Clock Somewhere” setlisty dopełniały solowe kawałki Clarke’a, a także covery Rolling Stonesów (jak „Bitch”) czy Steppenwolf („Magic Carpet Ride”). „It’s Five O’Clock Somewhere” sprzedał ponad milion egzemplarzy i okrył się platyną. Tytułem albumu miało stać się zdanie pewnego angielskiego barmana, wypowiedziane po tym, jak Slash poprosił o Jacka Danielsa o… dziesiątej rano. W roku 2000 ukazał się nowy album Snakepit, nagrany w zupełnie innym składzie. Zmienił się też wokalista – teraz był nim Rod Jackson, pochodzący z południa Stanów Zjednoczonych, a dokładnie ze stanu Wirginia. Potem powstał kolejny zespół, tym razem ze Scottem Weilandem ze Stone Temple Pilots na wokalu, a wreszcie Konspiratorzy z Mylesem Kennedym. Jednak dla części fanów debiutancki album Snakepit pozostaje najważniejszym albumem Slasha po Guns N’ Roses. Zasadniczy wpływ na to ma właśnie charakterystyczny głos Dovera. Jednakowoż przygoda ze Snakepit nie jest jedynym godnym uwagi punktem kariery wokalisty. Przed dołączeniem do zespołu Slasha Dover, który jest również świetnym gitarzystą, odbył trasę z kapelą Jellyfish. Później – razem z Rogerem Manningiem – powołał do życia Imperial Drag. Występował też z Alice Cooperem, a w końcu poświęcił się własnemu projektowi, znanemu jako Sextus. Poniżej fragmenty niedawnego wywiadu z Doverem. Eric, jak wspominasz przesłuchanie do Slash’s Snakepit? Podobno odbyło się ono w studiu Mates w północnym Hollywood, pod czujnym okiem technika Slasha, Adama Daya. Przyjechałem do Los Angeles niewiele wcześniej i właściwie spałem kątem u przyjaciół. Ja i Roger [Manning] wynajęliśmy kąt przy Ventura Boulevard, żeby tam pisać i nagrywać demówki. W Mates bywaliśmy po to, żeby rozejrzeć się wśród bębniarzy. Jednym z nich był nasz przyjaciel Marc Danzeisen. To on powiedział nam, że Slash szuka wokalisty. Gadałem o tym z Rogerem i on oświadczył: „Jasne, powinieneś spróbować”. Miałem więc jego zgodę. Jeżeli chodzi o przesłuchanie, to uczestniczyliśmy w nim tylko ja i Adam. Wszystko odbyło się w starym domu Slasha przy Wonderland Avenue. Adam puścił mi muzykę – tę, która potem miała się stać „Beggars & Hangers-On” – a ja od ręki napisałem tekst i zaśpiewałem to. Praca ze Slashem na tym właśnie polegała: muzyka właściwie była gotowa i pilnie trzeba było dodać do niej słowa. Później Slash do mnie zadzwonił, zapytał, czy w to wchodzę, a ja odparłem: „Jasne!”
[śmiech].
Na YouTubie roi się od filmików, na których ty i Slash jako duet akustyczny promujecie płytę Snakepit w programach telewizyjnych, takich jak „Jon Stewart Show” w MTV. Slash jest znany przede wszystkim z gry na gitarze elektrycznej. Czy wspólne granie akustyczne sprawiło, że doceniłeś też inne jego zalety? Slash jest wielki niezależnie od tego, co gra. Tamta trasa trwała parę miesięcy. Graliśmy akustycznie. Mógłbym słuchać Slasha całymi dniami, bo nikt nie gra tak jak on. Przypomina mi [Carlosa] Santanę – wkłada w grę wiele emocji i sądzę, że to słychać również w numerach akustycznych.
Kiedy po raz pierwszy grałeś ze Slashem już po przesłuchaniu? Jeśli mnie pamięć nie myli, to było w jego domu. Podczas przesłuchania nagraliśmy trochę materiału, dlatego Slash wiedział już, jak śpiewam i co potrafię. Tamtego dnia siedzieliśmy na tapczanie i brzdąkaliśmy na gitarze. Oboje uwielbiamy Rolling Stones i przypominam sobie, że godzinami graliśmy ich piosenki.
W sieci krążył filmik z trasy, na którym ty i Slash graliście „Jigsaw Puzzle”. Dlaczego spośród mnóstwa świetnych akustycznych kawałków Stonesów wybraliście akurat ten? Jeżeli o mnie chodzi, to wybrałem go, ponieważ to surowy, ale epicki numer. Trochę przypomina „Sympathy for the Devil”.
Czy tekst do „Beggars & Hangers-On” stworzyłeś podczas przesłuchania? Główny zrąb tak. Potem, w trakcie nagrywania, zmieniliśmy coś tu i ówdzie. Podczas prac nad płytą brałem na warsztat jedną piosenkę na dzień, zamykałem się na klucz w pokoju i tworzyłem. To było w czasach walkmanów. Internet jeszcze nie rozpraszał naszej uwagi.
Zamykałeś się więc, żeby pisać teksty, a potem dołączałeś do reszty zespołu, żeby nagrywać? Tak. Slash oceniał je na modłę Jeanine (postać z filmu „Oto Spinal Tap”). Mówił coś w rodzaju [naśladuje brytyjski akcent] „Bomba!” albo „Ale gówno!”
[śmiech]. Jego opinia pomagała nadać danemu tekstowi ostateczny kształt.
Duff McKagan figuruje wśród autorów „Beggars & Hangers-On”, choć nie grał w Snakepit. Jaki był jego wkład w tę piosenkę? Początkowo to był ich projekt. Nie wiedzieli, co z nim zrobić, ponieważ przyszłe projekty Gunsów stały wtedy pod znakiem zapytania. Kiedy nadeszła pora, żeby wyruszyć w trasę, nadal nikt nic nie wiedział, a Duff… oczywiście nie mogę wiedzieć tego na pewno, zadaj to pytanie jemu… cóż, wydaje mi się, że wolał czekać na GNR. W każdym razie na płycie zagrał Mike Inez.
Czyli Slash i Duff stworzyli muzykę do „Beggars & Hangers-On” wspólnie? Prawdopodobnie napisali ją już dawniej. Myślę, że jestem najmniej poinformowany, bo kiedy pojawiłem się w zespole, ten materiał już był gotowy.
Producentem „It’s Five O’Clock Somewhere” był Mike Clink, który wcześniej współpracował z Guns N’ Roses. Opowiedz o tym. Nie mógłbym powiedzieć o nim złego słowa. Mike Clink to fantastyczny facet; potrafi wspierać i wydobywać z ludzi to, co w nich najlepsze. Poza tym ma niewyczerpaną cierpliwość. Pracując z nim, człowiek nie czuje się pod presją. Poza tym bardzo cenię to, co robi.
Miałem szczęście przeprowadzić z nim wywiad i zrobił na mnie naprawdę wielkie wrażenie. Jest taki… dystyngowany. Właśnie. To prawdziwy dżentelmen.
Twój wokal w piosenkach Snakepit jest intensywny i wspaniały. Skąd czerpałeś inspirację? Axl Rose to wybitny wokalista, a Snakepit to pierwszy zespół Slasha po Guns N’ Roses. Pamiętam, że chciałem dać z siebie wszystko. Nie oszczędzałem się. Nagrywaliśmy płytę hard rockową, chciałem, żeby mój głos brzmiał tak, jak gdyby ktoś wydzierał mi z ręki moją porcję ramen [danie kuchni japońskiej – przyp. tłum.]
[śmiech].
W 1993 Slash grał na stadionach w ramach trasy Use Your Illusion. Snakepit występowali w klubach. Sądzisz, że dla Slasha było to doświadczenie ożywcze? Coś w rodzaju powrotu do wczesnych Gunsów? To były piękne czasy. Slash miał całkowitą swobodę i cała ta trasa to była dla nas przednia zabawa. Jeżeli go o to zapytasz, na pewno potwierdzi, że cieszyliśmy się naszą wolnością i maksymalnie korzystaliśmy z wszystkiego, co się nadarzało
[śmiech].
Gilby Clarke grał z wami w Snakepit, a wcześniej zastąpił Izzy’ego Stradlina w Guns N’ Roses. Izzy i Slash byli genialną parą, ale i Gilby wypadł w „It’s Five O’Clock Somewhere” fantastycznie. Jak sądzisz, co sprawiło, że Gilby (z którym współpracowałeś także później) tak świetnie pasował do Slasha? Gilby jest naprawdę wielki. Bardzo praktyczny. Jeżeli chodzi o dopasowanie… cóż, to po prostu zadziałało. W grze Gilby’ego słychać wpływy Johnny’ego Thundersa. To świetny muzyk rockowy.
Postać Izzy’ego Stradlina nadal otacza aura tajemnicy. Czy w tamtym okresie orbitował wokół Snakepit? Tak, pojawił się na kilku koncertach i zagrał z nami. Izzy jest fantastycznym facetem. Nigdy nie miałem okazji poznać go lepiej. Jak sam mówisz, jest dość tajemniczy, ale w stosunku do mnie zawsze był w porządku. Przyjaźnię się z Rickiem Richardsem z Georgia Satellites. Wcześniej Rick grał w Ju Ju Hounds, co trochę pomogło nam się zbliżyć.
Czy są kawałki, które nie zmieściły się na „It’s Five O’Clock Somewhere”? Jeżeli tak, to czy pamiętasz, co to dokładnie było? Hard rock? Blues? Coś innego? K***a, nie pamiętam. Śpiewałem na mnóstwie demówek, ale nie przypominam sobie, czy pozostało dużo odrzutów.
Czy to prawda, że wytwórnia Geffen Records wstrzymała trasę Snakepit w nadziei, że Gunsi nagrają nową płytę? Z tego, co wiem, nikt nigdy nie powiedział: „To koniec. Musimy reaktywować Guns N’ Roses”. Ten zespół przyniósł Geffenowi olbrzymie zyski i Slashowi opłacało się wydać swój album właśnie z tą wytwórnią. Geffen dwoił się i troił, żeby promować tę płytę, i ta ciężka praca przyniosła zamierzone skutki. Sądzę jednak, że główną motywacją faktycznie była nadzieja na nowy krążek Guns N’ Roses, i trudno za to kogokolwiek besztać.
Gdyby Roger i Jellyfish zaproponowali ci reunion, albo gdyby Slash odstawił na jakiś czas na bok GNR i swój solowy projekt i zaproponował ci nagranie czegoś ze Snakepit, byłbyś gotów znów podjąć współpracę? Och, jak najbardziej! Wszystko zależy od indywidualnych zobowiązań. Mogę zdradzić – a nienawidzę wyrażać się tak tajemniczo – że ostatnio pracuję nad czymś z ludźmi z mojej przeszłości, ale nie jestem jeszcze gotów wyjawić, o kogo dokładnie chodzi. Tym niemniej, jestem zachwycony i mam nadzieję, że kiedy prace dobiegną końca, to samo będą mogli powiedzieć nasi fani. Póki co, mamy za sobą jakieś 80% roboty. Tak czy owak… jasne, byłbym gotów do współpracy. W końcu chodzi o muzykę!
Źródło:
https://www.al.com/entertainment/index.ssf/2018/06/guns_n_roses_slash_snakepit_er.html