Ach, zobaczyć choć jednego oryginalnego Gunsa na żywo(podczas 4 kawałków było ich dwóch) to coś niesamowitego. Obiektywna nigdy nie będę, bo totalnie odleciałam, gdy usłyszałam pierwsze dźwięki WTTJ.
Axl nie był gadatliwy, ale był w dobrym nastroju, fajnie tłumaczył "małemu Tommy'emu", że ów ślad na niebie to po odrzutowcu.
Świetnie śpiewał, sądzę, że oszczędzał się przed pierwszym występem w Polsce, bo na wcześniejszych i paru późniejszych koncertach wył strasznie, tutaj był przygotowany.
Ten koncert to było wielkie osobiste przeżycie i do dziś trudno znaleźć mi słowa, by opisać jak szczęśliwa byłam i jak bosko się czułam, gdy mogłam śpiewać razem z Axlem.