to może i ja w końcu coś skrobnę o moich wrażeniach:
Mnie po prostu zatkało z wrażenia. Chcociaż widziałam już nie jeden koncert, zespołów takich jak Iron maiden, Metalica, Rammstein, to jednak żaden z nich nie był tak wyczekiwany. Na koncert Gunsów, czekałam 15 lat, od dziecka, od kiedy poraz pierwszy posłuchałam Estranged. Byłam wtedy jeszcze w podstawówce, to był rok 1991 a ja miałam 11 lat.
Warto było czekać, warto było pojechać i przekanać sie na własne oczy że Axl Rose to nie tylko ruchomy obrazek na ekranie, ale człowiek z krwi i kości.
Jest tak, że ludzie czekajac na cos latami, żyjąc marzeniami, idealizuja swój niedoscigniony cel. Trudno wtedy sprostać takim oczekiwaniom, ale zespół Guns and Roses nie tylko sprostał tym oczekiwaniom, może nawet je przerósł, (jeśli to możliwe)...
Gdy grała muzyka, śpiewaliśmy, gdy tylko cichła muzyka, krzyczeliśmy: Guns and Roses. Ale gdy tylko Axl odzywał się miedzy piosenkami, skandowanie cichło... Ludzie chcieli usłyszec co on ma do powiedzenia, czekali na każde jego słowo, czekali na uśmiech na jego twarzy, każdy chciał by dla niego też był to miły wieczór.
Dzieki za podniesienie jednej z przyniesionych przez fanów róży...
Dzięki za przyjecie naszej narodowej flagi
Dzieki za miłe słowa
Dzięki za ponad 2 godziny muzyki
Dzięki za najwspanialszy koncert jaki widzieliśmy
Usłuszeć Paradise City, Welcome to the jungle, Patience, You could be mine, Nightrain na żywo to nie lada wydarzenie! Nie interesują mnie covery! Bo uważam, że głos który drze się: "You know where you are?!! you're in the jungle, you gonna die!!" i który ma pełne prawo to robić, jest tylko jeden na świecie!!!
Bo Slasha mozna zastąpić... Axla NIE!