T-shirta nie kupiłem, bo 120 to moim zdaniem przegięcie. Ale i tak widziałem że schodzą jak ciepłe bułeczki. W wypadku Gunsów których traktuję jako najlepszy zespół świata niezmiennie od ponad 15 lat wolałem się wykosztować na bilet VIP-owski i nie żałuję - wszystko za friko - Red Bulle, wszelkie napoje, piwo, posiłki na ciepło, na zimno, ciacha, sałatki, no ale to najmniej istotne... Natomiast to co jak dla mnie było najbardziej chyba zaskakującym momentem, to gdy do bufetu wparował Dizzy - aż nie chciało się nam (byłem z bratem ciotecznym) uwierzyć! Chłopak jak gdyby nigdy nic poszedł sobie do bufetu po Red Bulla - gdy wracał na szczęście przytrzymała go jakaś babka, która też go rozpoznała, a ja gorączkowo szukałem długopisu i jakiejś kartki - w końcu w ruch poszedł bilet, na którym Dizzy mi się elegancko podpisał
. Potem myślałem że długopisu już nie odzyskam, bo ludzie się dosłownie rzucili (choć biorąc pod uwagę fakt, że dość długo przechadzał się niezauważony jestem ciekaw ilu z tych ludzi wiedziało że to on
). Dla nas to był szok, ten bilet to teraz moja świętość i skarb, już jest wyeksponowany na honorowym miejscu! A Dizzy zresztą na jakieś 20 minut przed koncertem pojawił się jeszcze na trybunach przy wejściu, też nikt go nie zaczepiał. Ja natomiast żałuję, że nie rozpoznałem do końca Stinsona, który też się koło nas przewinął - mówiłem kuzynowi że to chyba jeden z kapeli, ale nie mieliśmy 100% pewności - a tak byłby drugi autograf. W życiu bym nie uwierzył że będę miał kiedyś prawdziwy autograf Gunnersa, ale z drugiej strony za te wszystkie lata wierności sobie na to zasłużyłem
. Tak czy inaczej koncert super - szkoda że stadion nie był w pełni zapełniony, ale to nieważne. Było po prostu z*******e, jeszcze jak wyszedł Izzy, to po prostu był odjazd - jako jedni z niewielu mieliśmy trzech Gunnersów ze starego składu! No i nie ukrywam że reszta też dała niezłego czadu - Fortus jest po prostu świetny! Świetnie się zachowywał, świetnie grał, będzie z niego pożytek dla zespołu - solówki sobie elegancko pykał, miał świetne brzmienie... jeżeli ktoś jest w stanie zastąpić Slasha, to chyba tylko on. No i bardzo obawiałem się formy wokalnej Axla, a śpiewał zaskakująco dobrze, do tego biegał i zachowywał się dokładnie tak, jak na koncertach z lat 90 - po prostu było warto, kto nie był niech żałuje bo ma czego!