Hejka.
Jesli ktos tu stwierdzi odgórnie, ze bezczeszcze forum zakladając nowy topic, który nie bedzie mial 5000000 odpowiedzi wsród gimbazy, tylko 3 wsród starszych analizerów, wyjadaczy i dyskutantów, to od razu posypuje głowe popiołem. Głownie tylko tematy w stylu "co 3 dni wklej kolejną fote" albo "wymieniajmy coś w nieskonczonosc i piszmy czemu akurat to wymieniamy" mają wiecej odpowiedzi niz to co chce teraz napisac. ALe uwazam to za ciekawe spostrzeżenie, ktore by mnie osobiscie zainteresowało , i napewno 1-2 osoby tutaj zainteresuje
Ogladam sobie wlasnie koncert VR z kolonii, 29.03.2008 Palladium, Cologne, Germany , i tu mi sie przypomina że ich ostatni koncert mial miejsce zaraz potem, 01 kwietnia , bodajze w Amsterdamie.
Pamietam jak mnie ta informacja po 1 kwietnia uderzyla mocno, ze zapada rozłam na lini Scott i VR, tak nagle i raptem, z dnia n dzien praktycznie, bez zadnej awantury widocznej i paru dni oczekiwania na decyzje czy sie pogodzą czy nie. Tym bardziej ze w tamtych latach był mega podjar na VR, ze to jest wlasnie ten skład, ktory zrobi wszystko to co GNR nie potrafili zrobic i osiagnac z Axlem. Czyli ze zespol przyjaciol, ze na scenie o czasie, i te sprawy. Of kors ,szybko sie okazalo ze tak nie jest, bo o ile w 2oo3 Slash zjezdzał na ręcznym że Scott to jego odnaleziony brat z innej matki, to juz w 2oo7 przez Scotta odwolywano trasy, nie pojawial sie na koncertach niektorych, opozniał je, i podrozowal osobnym atuobusem - z czego Slash zawsze w wywiadach drwił z Axla w erze post-GNR.
No ale te informacje wyciekły dopiero po czasie, my szarzy fani nie zdawalismy sobie sprawy, ze coś jest aż tak nie tak. I ogladam sobie ten koncert,pewnie przed ostatni albo trzeci od końca, nie chce mi sie sprawdzać 29 marzec - 1 kwietnia to dwa dni roznicy. I jest tu taki fajny fragment tego koncertu jak po Get Out The Door panowie zaczynaja grac It's So Easy.
Do tego czasu mozna bylo jawnie zauwazyc ze tamten dzien nie lezał Scottowi, mial cos z gardlem jawnie, szczegolnie pierwsza polowa koncertu, nie wyciagał wyzszzych nut. Chodz ja wyksztalcenia muzycznego nie mam, to w paru momentach brzmi to tak jakby podał mikrofon w publike do spiewania. No i graja to It's So Easy i Duff spiewa praktycznie cala piosenke, razem z Weilandem. Duff zapewne zawsze spiewa w tle tę piosenke, i z GNR i na kazdym koncercie VR,a le jakos Weilandowi widać ze to nie pasuje tej nocy. Ze go Duff przyćmiewa, ze tak powiem
Ale to jeszcze nic, bo po tym numerze Slash dziabie solówke na gitarze. Nastepna pozycja w setliscie to Set Me Free, ale Slash tam coś pyka na gitarze. Powoli, spokojnie, przystępnie dla ucha. Weiland bierze mikrofon i megafon, przybliza sie do Slasha i zaczyna improwizowac jakies melodie, wokale i wokalizy do jego muzyki, cos w podobny deseń, zeby z nim muzycznie poflirtowac. Pierwsza reakcja w wiekszosci sytuacji takich, szczegolnie na zywo w TV, to ze gitarzysta podchwytuje, smieje sie, udają wiekszych kumpli niż są, i cos tam razem "jammują". Tutaj mamy zupelnie inną sytuacje. Slash nie zwraca uwagi na Scotta pierw, a potem zaczyna grac co innego, jakby spyhając go zdala. Szczegolnie gdy zaczyna nagle grać bardzo głośno i szybko, zupelnie nie wynikająca logicznie z tego co grał wczesniej. Jakby go chciał strącić ze swojej solowki. Weiland sie denerwuje i siada na schodkach od perkusji, ma wyraźnie niezadowoloną mine nawet jak na niego, i spokojnie czeka. Slash po jakims czasie zaczyna grac riff do Set Me Free, po ktorym graja Sex Type Thing , z reperturau STP Weilanda.
I tutaj kolejna ciekawa sprawa, Weiland w polowie piosenki przerywa Slashowi i stawia na swoje, zaczyna robic wlasna solówke na strunach gardłowych. Nie zwraca uwagi na to co w tle gra zespol , czy Slash (swoja drogą wyśmienity slide za pomocą zapalniczki! ) tylko flirtuje tym razem z publiką.
Potem wrzucaja jeszcze standardowo Slither i wybiegaja ze sceny, nie kłaniając sie publicznosci czy tonąc we wlasnych usciskach. Zaraz potem sie rozpadają.
Podniecam sie teraz tym dlatego, ze fajnie jest takie rzeczy zobaczyc z perspektywy czasu. Wtedy ogldac te koncerty bylo to takie normalne, zwracalo sie uwage na zupelnie inne rzeczy. Dlatego ja trzymam te wszystkie koncerty, kupuje, sciagam, wypalam, ogladam chronologicznie i taka jedna rundka zajmuje mi kilka lat.
Macie jescze jakies swoje obserwacje , ze ten wielki break up wcale nie byl taki nagły, i ze "we could see it coming?"