Absolutnie się nie zgadzam, bo ja w przeciwieństwie do kolegi Sosny uważam z perspektywy czasu, że to nie był ZA***STY zespół. Niestety wszystkie te koncerty, które oglądałem gdzieś tam trącą zniechęceniem poszczególnych członków do siebie, w szczególności w końcowej fazie działalności. Weiland zawsze był dla mnie słabym wokalistą, więc tym bardziej za nim nie tęsknie. Wychodzi też na to, że jest skończonym dupkiem, skoro muzycy z którymi współpracował tak bardzo biją niechęcią w jego stronę. Nie mówię przy tym, że Stone Temple Pilots z Chesterem na wokalu poradzi sobie lepiej i jest skazane na sukces...