Mam to szczęście, że moi rodzice też byli na koncercie, wiedzieli, jak mi i siostrze na tym zależy i nie komentowali moich licznych wybuchów radości czy łez tuż po. Ba, nawet mama poszła pod koniec koncertu załatwić dla nas plakaty, mimo że ją o to nie prosiłam.
Jeśli chodzi o mnie, to o dziwo nie mówię dużo o Slashu. Trawię wszystko w środku, wspominam, oglądam zdjęcia, czytam co piszą inni, ale sama tylko przytakuję i odpowiadam zdawkowo. Koncert był dla mnie tak wielkim przeżyciem, że nie umiem zbudować sensownej wypowiedzi na ten temat. Nie wierzę, że to był ten Slash, którego prawie trzydzieści lat temu w LA spotkał Duff, że to ten, który nagrał mój ulubiony album (AFD), zjeździł świat z GnR i solo, którego płyt słucham i którego filmy z koncertów tak często oglądam. Już myślę o następnym występie w Polsce, w przyszłym roku po wydaniu nowej płyty.
Smutno mi i czasem mam wspomnieniową łzę w oku, ale ponieważ nie mam pod ręką nikogo, kto jest tak samo zakręcony i zrozumiałby moją odpowiedź na pytanie "dlaczego płaczesz?", staram się przeżywać ten koncert jak nikt nie patrzy