oj tam, zaraz, że krucjata obrońców. Moja odpowiedź była w tym samym tonie.
Problemem tej dyskusji jest to, że nie dojdziecie do żadnego porozumienia, jeśli nie znajdziecie wspólnej definicji "pełnoprawnego członka" i odpowiedzi na pytanie czy można być częścią zespołu, ale tylko trochę. Bo czynników, zwłaszcza przy takim zespole jak GNR może być dużo i nigdy nie zadowoli się wszystkich. Kwestia nazewnictwa nie powinna być kojarzona z wywyższaniem czy niedocenianiem poszczególnych członków. Podam proste przykłady:
Green Day - przez wiele lat jako członków zespołu (oficjalnie i wszędzie) podawało się Billiego, Tre i Mike'a. Mimo, że całe ich "zaplecze" jest większe, bo muzycy koncertowi, którzy czasem gościnnie byli także na albumach się u nich przez lata nie zmieniali. Dopiero w 2012r. Jason White został oficjalnie "awansowany" przez chłopaków na "członka zespołu". Ale to nie znaczy, że jego wkład się nie liczył wcześniej, tak samo jak nie znaczy, że reszta muzyków jest nieważna.
Sixx:A.M. - Sixx, Ashba, Michael. Mimo, że wiele wskazuje na to, że Dustin zostanie na dłużej w zespole, jako SixxAM zawsze podaje się tylko trójkę, bez perkusisty. Ale czy w takim razie fakt, że Dustin występuje z nimi na żywo i będzie na nowych krążkach nie ma znaczenia? Absolutnie nie.
Dlatego nie warto wnikać w nazewnictwo i ustalanie kto jest "pełnoprawnym" członkiem zespołu, a kto "grajkiem". Każdy kto przewinął się przez GNR wniósł coś dla tego zespołu i wpisał się w jego historię w mniejszym lub większym stopniu. Nie warto tracić energii na spieranie się kto jest bardziej a kto mniej gunsowy
edit: markopolo, zejdź ze mnie, bo zaczynasz być nudny
swoją drogą, nie widzę tu nigdzie "obrazy" Ashby, więc to chyba nie ja jestem "wyczulona" na tym punkcie