Slash's Snakepit KOCHAM. Ale ten pierwszy, drugi juz tak sobie. To co mnie właśnie dziwi to tak mały oddźwięk na pierwszą płytę. Dla mnie to jedyne wydawnictwo na świecie, które może konkurować z Appetite i Iluzjami. Nie wiem już ile set/tysięcy razy przesłuchałem tą płytę. Gwoli ścisłości - kasetę. Po tak wielu przesłuchaniach powinna już być "czysta" ale trzyma się niesamowicie. To znak od Boga
Kaseta dlatego bo nigdzie nie mogłem znależć It's five o'clock somewhere na cd. Na szczęście kuzyn z Niemiec już zakupił mi tą płytkę i teraz czekam tylko na jego przyjazd a jak się zniecierpliwie to każę mu przesłać. Widział ktoś w Polsce to wydawnictwo?
Wracając do muzyki, to wchodzi ona we mnie jak rozgrzany nóż w masło.To po prostu MOJA muzyka, MOJE dźwięki. To samo co mam z Gunsami. Ta muzyka jest tak osobista dla mnie, jakbym sam ją stworzył. Gra Slasha jest tak rewelacyjna, RASOWA, magiczna. Linie wokalne Dovera niesamowicie po rockowemu melodyjne, tak dużo jest w jego śpiewie emocji. Sorum napierdziala po bębnach, aż mnie ciary przechodzą. Wspiął się na wyżyny swoich umiejętności. Z resztą na tych wyżynach był juz moim zdaniem za czasów Gunsów. Moje ucho odczytuje jego grę jako melodie. Mam to samo jeszcze jedynie z Larsem Urlichem z...... wiadomo skąd
Płyta ta nigdy mi się nie znudzi, nigdy nie ma tak, żebym nie miał ochoty jej posłuchać. Choć musze przyznać, że przez pierwsze kilka przesłuchań byłem trochę sceptycznie nastawiony. Ale ze mną już tak jest, że jak coś mi się na początku nie podoba i spodoba się po jakimś czasie, to potem mogę tego słuchać do końca życia. Kiedy pierwszy raz kumpel puścił mi Welcome to the jungle, pomyślałem co to k***a jest? Sorry za wyraz, ale właśnie tak wtedy pomyślałem.
No i co? GNR to do dzisiaj moja miłość.
Gdzieś, kiedyś przeczytałem czyjąś wypowiedź, że z Axlem na wokalu to byłaby najlepsza płyta Gunsów. I czasami gdy jej słucham nachodzą mnie takie same mysli. A gra Slasha już nigdy nie była taka sama
Zachęcam do słuchania - dajcie tej płycie szansę