Jako, że Grzon zaczął nowy temat a niektórzy z Was już słyszeli pełną wersję World on Fire ten temat będzie miejscem na wasze recenzje nowej płyty Slasha. Cieszcie się muzyką! Przypominam, że oficjalna premiera będzie miała miejsce 15 września!chciałem napisać swoją recenzję w temacie w Newsach, ale chyba lepiej jak takie posty będą pojawiać się w nowym temacie:OOookej Kochani... dorwałem przeciek, 30 minut szukałem słuchawek żeby nie delektować się albumem przez głośniki z laptopa. Piwko otworzyłem, fajeczki zakupione... wrzucam nowy krążek Slasha na ruszt
i na bieżąco relacjonuję:
1. World on Fire znany już wcześniej numer, szału ni ma, ale dla mnie i tak o wiele lepiej niż You're a Lie. Jednakże AL było lepszym openerem
Słucham z lekkim znużeniem bo czekam na dalszą część płyty!
6/102. Shadow Life - ooo dobrze się zaczyna, nieprzewidywalnie, czyli to czego mi brakowało na poprzednim krążku. Dalsza część już bez rewelacji. Mocniejsza wersja Bent To Fly. Solo takie sobie. Tło numeru na plus, na koncertach pewnie będzie brzmieć mega - szczególnie w środkowej części
6,5/103. Automatic Overdrive - początkowy riff i myśl: To jest Slash? :O Wchodzi Myles: tak, to jest Slash ;p
znowu ta sama myśl: początek dobry, potem znowu stare schematy.
6/104. Wicked Stone - fajny kocioł na początku, ale już rzygam powoli tymi refrenami Mylesa ;p Na razie szału nie ma - we wszystkich numerach jest to samo: dobry instrumental na początek, wchodzi Myles i wiesz jak ten kawałek się skończy. Bridge sympatyczny, ale zbyt radykalne te przejścia między częściami, ciągle czegoś brakuje. Druga część numeru jest jak najbardziej na plus, wyciągnęli z tego kawałka maksimum,
8/105. 30 Year to Life - znany już wcześniej z koncertów. Numer podobny do wszystkich SlashoMylesowych, ale bardzo dobry rocker
7/106. Bent to Fly - ostry początek, teraz zwalniamy. Numer już chyba znam na pamięć ;p dobry klimat, typowo Slashowa balladka, Myles tutaj najbardziej na plus w zestawieniu ze wcześniejszymi numerami. Zawsze jestem ciekaw co nam zespół zaserwuje po pierwszym zwolnieniu. Tutaj
8/107. Stone Blind - mimo iż grali to na koncertach to jeszcze nie słuchałem: Kolejny dobry rocker, ale zlewa się ze wszystkimi znanymi mi numerami obecnej ekipy Slasha.
6/108. Too Far Gone - ooo... to jest ten ZA***STY riff z video z procesu tworzenia!! Kawałek znowu bez szału, to samo co wcześniej, ale tutaj jednak melodycznie panowie wypadają trochę lepiej. Riff ciekawie wykorzystany w drugiej części piosenki.
7/10no to mamy połowę płyty za sobą. Póki co lekkie rozczarowanie - Apocalyptic Love vol.2
9. Beneath the Savage Sun - Boziuu dobrze się zaczyna, proszę, nie zniszcie znowu tego
no, jest nieźle, instrumentaliści dają radę. Ciężki numer. Bridge mega... coś mi przypomina tylko sam nie wiem cooo ;p Na razie namocniejszy punkt albumu, w końcu nie mam poczucia niedosytu, jakby rozbudowali ten numer na koncertach do 10 minut to byłbym wniebowzięty. Poziom Anastasii
8,5/1010. Whithered Deliah - już gdzieś chyba słyszałem ten riff, już gdzieś chyba słyszałem tą linię melodyczną, ten bridge... już chyba gdzieś słyszałem ten kawałek... czyżby zlewal mi sie ze wcześniejszymi piosenkami? Zdecydowanie tak. Panowie nie poszli za ciosem. Kolejny dobry rocker - nic więcej
6/1011. Battleground - ładna balladka. Mogłaby być jeszcze lżejsza, bardziej aksamitna. Myles brzmi jakby śpiewał stojąc na palcach
W końcu jakaś ładna solówka.
8/1012. Dirty Girl - Patrz numer: 1,2,3,5,7,10. Aczkolwiek kawałek jest bardziej wyrazisty:
7/1013. Iris of the Storm: Jak widzę, że kawałek trwa ok.4 minut to już się boję co będzie dalej. Znowu zaczyna się oryginalnie. Dobrze jest, numer na plus. Częściowo brzmi bardzo ciekawie, częściowo sztampowo.
7,5/1014. Avalon - jakby nie to, że postanowiłem sobie przesłuchać ten album od deski do deski to przełączyłbym po pierwszych 30 sekundach. Fajny rocker, fajnie będzie się do tego skakać na koncertach, ale już nie mam siły na tą powtarzalność na domowej kanapie
6/1015. The Dissident - Nie czaję co ma pierwsze 25 sekund do reszty piosenki
Bardzo mi się podoba - Pan na wokalu w końcu jakoś mnie nie drażni, kawałek czuć, że ma przewagę nad pozostałymi - jest tutaj pewna lekkość, pomysł i wdzięk. Będę do tego z chęcią wracać, to mógłby być singiel.
8,5/1016. Safari Inn - Świetny instrumental, dzięki Bogu, że nie wchodzi tutaj wokal, utwór brzmiałby jak te pozostałe mocne kawałki. Watch This to nie jest, ale w porównaniu do reszty brzmi bardzo dobrze.
8,5/1017. The Unholy - co nas czeka na finał? Koniec płyty zapowiada się bardzo dobrze. Serial Killer?
Zamykam oczy i odpływam. Po 3 minutach delicji zastanawiam się co może być dalej... póki co jest najlepiej! Mamy delikatność, mamy kocioł... Zdecydowanie najlepszy numer na płycie, takiego Slasha mi brakowało!
9/10Album dobry, solidny. Nie wiem tylko po cholerę taki długi? Spokojnie można byłoby go obciąć o 3-4 kawałki. Tylko by na tym zyskał. Niestety Myles jest dla mnie wielkim minusem tej płyty. Jak w przypadku AL chwaliłem go za to, że rozwinął tą płytę to tutaj jest powtarzalny, przewidywalny, w wielu miejscach brzmi bardzo podobnie, łatwo przewidzieć jego kolejne ruchy. Slash i reszta zespołu grają dobrze, ciężko. Jestem i rozczarowany i zadowolony zarazem. Obawiam się trochę o 3 krążek - jeśli dostaniemy znowu podobne numery, to już nie będą atrakcyjni - przynajmniej dla mnie.
Chyba czas na kolejny etap w karierze Kudłatego. Jeśli chce grać takie albumy to polecam zatrudnić np. Serja Tankiana - to by brzmiało wtedy zajebiście!!!
Slash feat. Myles Kennedy and The Conspirators - World on Fire
7,5/10