Rozmowa odbyła się przed jednym z ostatnich koncertów w Las Vegas.
Atakuje swoją gitarę, zatracając się gdzieś między muzyką, a energią obserwującego go tłumu. Ogień ten płonie intensywnie kiedy w powietrzu czuć napięcie, tak obecne zwłaszcza dzisiaj. Napędza go ono podczas solówek, dodając wykrzyknik do kolejnego koncertu GNR w Las Vegas. Obracając się i schodząc nisko przy potężnych akordach, pozbawiony jest już koszulki i szala, co stanowi kulminację całego wysiłku, potu i poświęcenia jakim wykazał się podczas ostatnich 3 godzin. Chcecie by Wasi ulubieńcy kończyli koncerty właśnie w ten sposób.
Richard Fortus jadł już chleb z niejednego muzycznego pieca, ale nieźle wkomponował się w tę supergrupę. Nie jest to natomiast jego jedyne pole działań. Uwielbia współpracować z innymi jeśli pozwala mu na to czas. To właśnie on dodał ostre, rockowe brzmienie do The Compulsions - nowojorskiej blues-rockowej kapeli z punkowymi korzeniami. Ich ostatnia płyta nazywa się Beat The Devil i występuje na niej Frank Ferrer - jego kumpel z GNR.
Czasem wyjeżdża w trasy z legendarną grupą Thin Lizzy, jednym z jego ulubionych zespołów. Ostation spiknął się z norweskim muzykiem Lasse Kvernmo.
Kiedy Fortus opowiada o muzyce, którą kocha, oczy mu rozbłyskują i można odczuć jego pasję. Niezależnie czy mówi o swoich własnych projektach, czy innych zespołach które podziwia, całe jego zachowanie całkowicie odmienia się kiedy mowa jest o tym co robi dla swojej muzycznej duszy. Siedząc za kulisami po spotkaniu Meet & Greet z GNR, Fortus przegląda galerię na swoim telefonie by pokazać mi jego ostatnie zdjęcie z Waynem Coyne z Flaming Lips, zupełnie jakby był zwykłym fanem a nie członkiem jednej z największych grup w historii muzyki. Jego miłość do muzyki pozostaje nietknięta, zawsze inspirując go by był lepszym muzykiem, by grał dalej kiedy życie stawia go przed wyzwaniami, lub kiedy tęskni za swoimi dziećmi będąc na trasie. Jego pasja do muzyki, do rodziny, do duchowości - właśnie to go napędza i to własnie przepełnia pokój kiedy rozmawiamy przeprowadzając ten wywiad.
Do muzyki odnosisz się z nieukrywaną pasją.Jest po prostu bardzo dużo dobrej muzyki, bardzo dużo ludzi którzy zasługują na to by ich usłyszeć. Jest szczerość i jest fałsz. Jeśli naprawdę jesteś muzykiem, niesiesz pewne przesłanie, coś przez Ciebie przemawia. Energia wszechświata, skądkolwiek ją bierzesz, czy jest to miłość czy gniew, przepływa przez Ciebie. Musi. Popatrz na Axla dzisiejszego wieczoru. Jest na scenie i jest w pewnej przestrzeni, widzisz jak do niej dochodzi. Czujesz to. Tak jest z każdym muzykiem. Popatrz na Jeffa Becka. Kiedy to się dzieje, to tak jakby uderzył w Ciebie piorun. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego co się wtedy dzieje. Kiedy jest to Twoja pasja, kiedy widzisz to u innych, czujesz jak Cie przyciągają.
Niektórzy muzycy niestety tego nie mają. Zagrają to i owo, ale coś tam w środku nie klika tak jak powinno i pojawia się pytanie dlaczego. Ponieważ nie potrafią się zatracić w muzyce. Martwią się o to jak wyglądają, o to co powiedzą w przerwach między kolejnymi utworami - a zazwyczaj mówią to samo każdego wieczora i to po prostu aktorstwo. Popatrz na Alice’a Coopera. Podskórnie wiesz skąd on czerpie i skąd bierze energie, ale ona przez niego nie przepływa, on jej na to nie pozwala. Tworzy ją, ale wygląda ona na nienaturalną.
Dla mnie muzyka powinna być w 100% oparta na pasji. Jeśli nie jest szczera i prawdziwa, nie chwytam jej. To podstawowa i pierwszoplanowa rzecz dla mnie. Musze w to uwierzyć, muszę uwierzyć osobie, która występuje, że nie jest to coś co ona udaje, ale w co wierzy i co czuje. I to jest szczere. Musi Cię to ruszać. Jeśli coś mi nie podpasowuje to głównie dlatego, że w to nie wierze, nie czuję że jest to szczere, prawdziwe. Widze sztuczność i myślę, że dokładnie ten problem mają ludzie z muzyką pop. W większości przypadków pop jest sztuczny, ograny i nie ma tam feelingu. GNR odnosi sukcesy tak długo ponieważ było i jest szczere.
Jak czujesz się kiedy ludzie ciągle tak niesprawiedliwie krytykują Ciebie i Twoich kolegów z zespołu?Rozumiem to, ludzie chcą pamiętać zespół takim jakim byl. Często mają problem z zaakceptowaniem stanu faktycznego. Fani Fleetwood Mac zanim dołączyła Stevie Nicks, jeśli byli fanami Petera Greena, nie łapali tego. Dużo czasu zajęło im zaakceptowanie Fleetwood Mac jako innego zespołu, wlaśnie z powodu braku Greena. Identyczna sytuacja była z zespołem Santany i zmianami jakie przeszedł. Mnóstwo osób nie chciało słuchać Van Halen jeśli nie śpiewał David Lee Roth mimo tego, że to z Sammym Hagarem odnieśli największy sukces i sprzedali najwięcej płyt. To samo z Genesis. Sam miałem trudności ze słuchaniem Genesis po odejściu Gabriela, kiedy śpiewał Phil Collins. Lista jest dosyć długa.
Myslę, że jeszcze trudniej jest kiedy zmienia się wokalistę bo jest to najbardziej personalny aspekt, swoisty kontakt zespołu z publiką. Kiedy zmieniasz frontmana, zmienia się charakter zespołu. Jest tak również z każdym innym członkiem zespołu, grupa zmienia swój profil. Jedni to akceptują, inni nie i to jest ok.
Kogo uznałbyś za prawdziwego artystę?Gary Clark Jr. Czy jest nowym Hendrixem? Nie, ale robi zajebistą muzykę i wierzę mu kiedy go oglądam. Co do jego gry, nie jest wirtuozem, ale czuć w nim prawdę. Jest tym kanałem, czujesz że otwiera się coraz bardziej kiedy gra. Takie rzeczy lubie i takie rzeczy mnie jarają.
Jakie masz odczucia co do dzisiejszego wieczoru? Będzie to jedna z owych gwiaździstych nocy?Nigdy nie mam pojęcia, ponieważ wszystko dzieje się bardzo szybko. Każdego wieczora staram się osiągnąć ten stan, kiedy się otwieram i to prawdziwa rozkosz, to jak 2-godzinny orgazm.
Kiedy byłeś tam ostatnim razem?Na koncercie 7 listopada.
A kiedy ostatnim razem czułeś coś takiego obserwując inny zespół?Och, minęło trochę czasu. Pewnie na koncercie PJ Harvey - jest świetna - albo The Pixies. W przypadku ZZ Top nawet jeśli wiem co za chwile zrobią, czuję to i myśle „oooo tak“. To nadal Billy Gibbons i nie ma zmiłuj. Kto jeszcze? Van Morrison. Och stary, graliśmy z nim kiedy grałem w Thin Lizzy. Odmówił wyjścia na scenie po nas, a przecież zapłacili nam żebyśmy zagrali przed nim. To był festiwal, a on mówi coś w stylu „nie wychodzę po nich“. Trzymał się swojego zdania. Nie było to fair, nie chcieliśmy sterczeć tam cały dzień, mieliśmy zaplanowaną godzinę wyjścia na scene i jeśli chcesz żebyśmy wyszli po Tobie to nam zapłać. Nie chcieliśmy grać po nim, ale był naprawdę dobry. Mieliśmy dobre powody by go nie lubić, wiesz co mam na myśli, ale oglądając go myśleliśmy „k***a, gość jest dobry“.
Jack White. Graliśmy z nim na The Bridge School Benefit, a ja jestem wielkim fanem White Stripes. Tommy Stinson polecał mi bardzo ich pierwszą płytę. k***a, oni są świetni. Kupowałem każdą ich płytę. I z każdą było coś w stylu „nie chcę polubić tej płyty“. The Racounteurs - nie chciałem ich polubić, ale ich druga płyta była zajebista. Flaming Lips, jestem ich wielkim fanem i widziałem ich w St Louis po czym zagrałem z nimi na Bridge School Benefit i spiknąłem się z Waynem co wiele dla mnie znaczy. Zaprosili mnie na gościnny wykład na Oklahoma State University, gdzie ich manager prowadzi wydział muzyczny.
Zamierzasz to zrobić?No pewnie. Myślę, że w ostatnim tygodniu stycznia zrobię wykład studentom ostatniego roku. Opowiem o swojej karierze i tym co robię - potem być może coś zagram, albo po prostu będziemy rozmawiać o innych rzeczach.
Czy aktywnie współpracujesz teraz z Thin Lizzy?Nie, przygotowują się właśnie do nagrania płyty i mam nadzieję, że na czymś zagram.
Ostatnio grałeś razem z Saivu.Tak, wychodzi nowy singiel i zaraz po zakończeniu naszej rezydencji w Vegas nagrywamy tu na miejscu teledysk. Zespół podesłał mi trochę swojego materiału i spodobało mi się to, potem wynajęli mnie bym zagrał na kilku utworach i skończyło się jeszcze ciaśniejszą współpracą. „Goodbye“ to tytuł utworu, który napisałem razem z wokalistą.
Masz wiele pięknych tatuaży, większość z nich ma jakieś religijne/duchowe konotacje. Chciałeś, zeby każdy tatuaż miał swoje konkretne znaczenie?Oczywiście, absolutnie. Chciałem by reprezentowały różne religie i różne ścieżki. Wychowałem się jako prezbiterianin i znam wiele historii, ponieważ opowiadano mi je za dzieciaka. Ciesze się, że je znam. Wszystkie ścieżki prowadza do Boga, takie jest moje odczucie. Przekaz wszędzie jest ten sam, jest po prostu wielu proroków. Czy to buddyzm, taoizm, hinduizm, wszystko prowadzi do Boga. Buddyzm jest chyba najdojrzalszą z religii, najdojrzalszą ze ścieżek. Sa wskazówki, ale bardziej chodzi o ćwiczenie duchowości i osiąganie stanu, kiedy wiesz, że Bóg jest w Tobie. To samo jest w chrześcijaństwie. Jezus również to mówił, Bóg jest w Tobie.
Tatuaż na Twojej klatce piersiowej robiony był bambusem.Czujesz wtedy za każdym razem kiedy igła wchodzi w ciało. Jak wchodzi i wychodzi i tak w kółko. Wtedy też medytujesz razem z mnichami, dzięki temu nie jest to tak bolesne.
Jak dużo czasu to zajęło?Nie wiem, może 6 godzin. Dochodzisz to punktu, w którym Twoje ciało sobie z tym radzi. Kolorowe rzeczy są bolesne i im więcej detali, tym bardziej boli.
Gdzie robiłeś te cuda?W Świątyni Tygrysa w północnym Bangkoku.
Czy żałujesz, któregokolwiek z nich?Nie. Nawet tego (pająk na nadgarstku), zrobionego przez mojego przyjaciela. Nie żałuje go i nie zakrywam. A ten (górna część prawego ramienia) był moim pierwszym tatuażem. To słońce, widać je pod spodem. Gordon robił swoje i powiedział „Jak wiele dla Ciebie znaczy?“ i odpowiedziałem, że to mój pierwszy tatuaż. Odparł „potrzebuje tam troche miejsca“, a ja na to „ok, jedź z koksem“ (śmiech).
Więc Gordon jest tym gentlemanem, który zrobił tatuaże Maori, te o których nie wiedziałeś do końca co z tego wyjdzie?Tak, ale ufam ludziom z którymi pracuje. Próbowałem znaleźć Gordona przez kilka lat i nie chciałem iść do kogoś innego.
Zamierzasz pokryć stopniowo tatuażami całe ciało?Tak, prawdopodobnie.
Dlaczego?Dlaczego nie? Chce tradycyjny tatuaż japoński na nodze, a potem Gordon go dokończy.
Twoje prawe ramię jest czarno-białe, lewe natomiast całe kolorowe.Tak, dokładnie. To zielona Tara, matka wszystkich Buddów. A to Krishna, jego wcielenie Vishnu. Jest i Maria, Jezus, a na plecach mam Kali.
Jesteś ojcem dwóch dziewczynek? Jakim masz nadzieje być ojcem i czy jest coś ważnego czego chcesz je nauczyć bazując na swoich doświadczeniach?O boże, wiele rzeczy. W tej chwili są najważniejszymi osobami w moim życiu. Moim największym wyzwaniem jest nauczyć starszą córkę cieszyć się życiem i być naprawde szczęśliwą, ponieważ jest bardzo utalentowana, inteligentna i wszystko przychodzi jej z łatwością. To moje największe życzenie będąc rodzicem, by była naprawdę szcześliwa i spokojna.
Po wszystkim co przeżyłeś w życiu, jak byś się teraz opisał?Jestem tym kim zawsze byłem (smiech). Mam nadzieję, że jestem dalej na mojej ścieżce do duchowego oswiecenia, że codziennie dorastam.
źródło:
http://www.glidemagazine.com/articles/59074/richard-fortus-guns-n-roses-thin-lizzy-tats.html