Ja jestem sceptyczny do tego typu spektakli. Byłem na "Jeźdźcu burzy" i poza absolutnie fantastycznym wokalem aktora grającego Morrisona (Marcin Rycostam, nie pamiętam już), spektakl był ogólnie słaby. Warhol ukazany jako stary gej bez żadnego talentu, a Van Morrison jako śpiewak do kotleta. Kiepskie aktorstwo. Ogólnie mam złe doświadczenia ze spektakli biorących się za bary z popkulturą. zdecydowanie bardziej wolę klasykę, bo z klasyki wychodzi mniej lub bardziej udana adaptacja - z teatralizacji popkultury powstaje parodia. Z reszta domyślałm sie, ze większość postaci tutaj, oczywiście poza boskim Kurtem, będzie pastiszami. Już widzę, jakiego pięknego pajaca można zrobić z axla z jego chrypką, "tańcem", kiltem itd.
P.S. Coby nie robić czarnego PR-u "Jeźdźcowi..." - naprawdę warto się wybrać dla warstwy muzycznej - kawałki Doorsów w świetnych aranżacjach, genialne polskie teksty, doskonały wokal. Po prostu trzeba to potraktować jak koncert, a nie jak sztukę i rozczarowania nie ma.
A wykonania "Riders..." z tego spektaklu bezskutecznie poszukuję w necie po dzis dzień.