W najnowszym numerze magazynu SPIN ukazał się wywiad z Mattem Sorumem.
Perkusista mówił w nim o Guns N' Roses ery „Use Your Illusion” i o tym, dlaczego w jego mniemaniu tamten skład musiał się rozpaść.
„Tak naprawdę to nie była niczyja wina”, powiedział. „Wszystkiego w zespole było wtedy zbyt wiele. Zbyt wiele rozrywek, zbyt wiele pieniędzy, zbyt wiele narkotyków i alkoholu. Młodzi ludzie nie podejmują decyzji na trzeźwo. Gdybym był wówczas taki jak teraz, sięgnąłbym po telefon i po prostu obgadał sprawę, ale wtedy to wcale nie wydawało się takie proste. Niełatwo było wyjaśnić sobie pewne rzeczy i szukać ugody zamiast grzeszyć egocentryzmem czy arogancją. Gdybyśmy częściej ze sobą rozmawiali, sprawy mogłyby potoczyć się inaczej.
Kiedy było już po wszystkim, uświadomiłem sobie, że to był cholernie dobry zespół, i zacząłem żałować, że nie zdołaliśmy przetrwać. Wszystkie kapele, które długo ze sobą grają, mają kryzysy – jak każdy związek. A wtedy trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, ile zespół dla ciebie znaczy i czy chcesz o niego zawalczyć.
Współpracowałeś z kilkoma naprawdę świetnymi wokalistami. Scott Weiland, Ian i Axl to ludzie o naprawdę ciekawej osobowości. I być może właśnie to, że bywają trudni, że niełatwo ich zrozumieć, sprawia, że są tak wielcy. Kiedy wychodzą na scenę, zespół wznosi się na wyższy poziom.
Ty, Slash i Duff przebyliście razem długą drogę. Byliśmy jak gang. Piłem z nimi. Nie było takiej rzeczy, której nie zrobiliśmy razem. Byliśmy jak trzej piraci na jednym statku.
A co z Axlem?Axl robił swoje. Z perspektywy czasu widzę, że to on musiał być tym, który każdej nocy dba o widowisko. Był największym frontmanem tamtych czasów. I wszystkie oczy były zwrócone na niego.
Podzielisz się z nami wspomnieniami na temat nagrywania płyt Use Your Illusion?Ten zespół był inny [niż się spodziewałem], a Axl miał co do niego określone wizje. Byłem zaskoczony, widząc fortepian. [Przychodząc do Guns N’ Roses,] myślałem, że dołączam do kapeli skupionej na gitarach. To, co zaproponował Axl, lokowało się o poziom wyżej. Chciał grać epicko zakrojone utwory typu „November Rain”. Albo „Coma”, która trwała dziesięć minut. Kiedy usłyszałem ten kawałek, pomyślałem sobie, że wychodzimy daleko poza ramy.
Mogliśmy wypuścić płytę na kształt AC/DC albo kolejne „Appetite for Destruction”. Ale nie zrobiliśmy tego. Axl nie chciał powielać „Appetite for Destruction”. Zresztą… jak można przebić tę płytę? Nie można! Ona jest perfekcyjna w każdym calu.
„Use Your Illusion” miało być jednym albumem, ale skończyło się na tym, że nagraliśmy dwa.
Który z nich wolisz? Oba!
[śmiech] Moje ulubione piosenki to „Double Talkin’ Jive” i „You Could Be Mine”. W tych dwóch kawałkach najlepiej się odnajduję i to je bym zagrał, gdyby Gunsi zaprosili mnie na gościnny występ. Uwielbiałem też grać z Izzym „Dust N’ Bones”.
Jest na tych płytach sporo dobrych piosenek.
Velvet Revolver, choć dość szybko się rozpadł, też był świetnym zespołem. Naprawdę dobrze sobie radziliśmy. Jestem z tego bardzo dumny, bo współtworzyłem tę kapelę i miałem w niej o wiele więcej do powiedzenia [niż w Guns N’ Roses]. Mieliśmy wówczas po czterdzieści lat i byliśmy w naprawdę dobrej formie. Muzycznie to też były świetne czasy. Grało wtedy sporo dobrych rockandrollowych zespołów. Na przykład Queens of the Stone Age. Nagraliśmy fantastyczną pierwszą płytę. Druga też była niezła. Nie próbowaliśmy być Guns N’ Roses. Chcieliśmy grać po swojemu i to było dobre. Weiland naprawdę kochał Axla. Niestety, wróciły demony przeszłości i zrobiło się dziwnie. Pieniądze i dawne problemy sprawiły, że nam się nie udało.
Źródło