Ja właśnie wróciłem do Wro.
Na początku mieliśmy super miejscówki z przodu płyty, ale jak się już w komentarzach pojawia, kwestia ścisku i tego falowania jeszcze przed koncertem sprawiła, że postanowiliśmy obejrzeć koncert trochę z tyłu.
Support mnie nie oczarował, ot taka szybka napierdalanka.
Występ kudłatego był dużo lepszy niż w Paryżu. Setlista prawie idealna, zabrakło mi tylko Civil War. Najlepsze kawałki to na pewno Rocket Queen (ciekawy był początek tej Slashowej improwizacji w środku, takie grania na granicy atonalności ale jednocześnie zajebiste
), Serial Killer był monumentalny, Anastasia to już chyba klasyka, która zawsze wychodzi przezajebiście, no i Welcome To The Jungle urwało dupę.
W zasadzie mogę tylko powtórzyć moje słowa z relacji sprzed paru miesięcy. Mają zawodowych muzyków, zero jakiś potknięć, Myles Śpiewa i wyciąga wszystko, Todd Damn Kerns pięknie potrafi odwzorować tą dzikość z Appetite. No a sam Slash jest w kozackiej formie.
Idę spać, później coś dopiszę
A no i te małolaty pod sceną ...