"soft-jazz-electro-world" jeżeli nie uważasz tego za patetyczne a za dobrze odzwierciedlające płytę to współczuję
dzięki za współczucie,przyda się
Hughes oczywiście użył patetycznego określenia,ale przy okazji poruszył coś bardzo ważnego,o czym zresztą wszyscy wiemy. Na CHD jest sporo bardzo różnej muzyki. Muzyki,która często wydaje się nie mieć wspólnego mianownika. Owszem,zasadniczo jest to rock,momentami poprock,momentami industrial,momentami jeszcze coś innego,ale płyta jako całość nie jest hardrockowa. Owszem,można rozumienie hard rocka dowolnie rozszerzać,ale to niczego nie zmieni.
Zresztą gatunek,to tylko etykietka,wymyślona przez dziennikarzy dla słuchaczy.
Tak naprawdę liczy się to,czy płyta jest dobra,czy zła,a w moim przekonaniu zróżnicowanie CHD jest akurat jej dobrą cechą.