Jak na faceta, który był na trasie koncertowej przez wiele miesięcy, Richard Fortus jest zaskakująco pełen wigoru. Gitarzysta GNR i The Compulsions, koncertował po całym kraju i w końcu jest w domu w St. Louis, szczęśliwie otoczony rodziną, zdala od zgiełku, świateł, fanów i długich podróży autobusem - i jest całkowicie zadowolony byciem normalnym tatą.
„Jestem bardzo szcześliwy iz jestem w domu“, wyjaśnia Fortus. „Nie było mnie tu tak długo. Teraz jest świetnie, przejmuje wladzę w domu“, śmieje się opisując jak odkłada swoje kowbojki na półkę by przez kilka tygodni zamienić się w Pana Nianię, kiedy nie koncertuje z GNR.
„Pracowałem z wieloma różnymi gitarzystami przez te lata“, powiedział mi niedawno wokalista Compulsions, Rob Carlyle. „Richard to klasa sama dla siebie. Wyglada na to że na gitarze potrafi wszystko, od blues-rocka, poprzez przebieganie przez gryf z niewiarygodną szybkością, aż do naprawdę awangardowych rzeczy i wszystko co jest pomiędzy tym. Dobrze się go ogląda kiedy gra, zupełnie jak legendy takie jak Jimmy Page, Keith Richards czy Jeff Beck“.
Mocne słowa określające kogoś kto wcale nie szuka poklasku. Jest zadowolony po prostu grając na gitarze, grając to główny motyw z Jamesa Bonda, to punkowo-bluesowe dźwięki w The Compulsions, którzy wydali niedawno nowe, surowe i energetyczne CD pt. „Beat The Devil“. Będąc w zespołach odkad był nastolatkiem, Fortus jammowal już z Thin Lizzy, Psychodelic Furs i tylko w ostatnim miesiacu wsparł legendarną Marthe Reeves w „Jimmy Kimmel Show“.
W tej chwili jednak Fortus się śmieje. Opowiada o swojej najstarszej córce, która uzyskała właśnie 99,7% w narodowym teście inteligencji. „To niesamowita dziewczyna“, mówi głosem pełnym dumy, „jest jak mały geniusz“.
Pewnie wie jak Cie zagiąć. Może opowiedzieć Ci o rzeczach, o których nie masz nawet pojęcia.Próba utrzymania sie przed nią to ciężka robota. Serio, przyswaja wiedzę tak szybko że cały czas staramy sie być trochę przed nią (śmiech).
To tylko pokazuje, że nie wszystkie gwiazdy rocka straciły wszystkie swoje szare komórki (śmiech)Tak, ja i moja żona straciliśmy ich dużo (śmiech). Ale sprawy wygladają teraz świetnie. To dośc interesujące, ponieważ kiedyś praktycznie żyłem „w trasie“. Siedziałem w domu w środku Nowego Jorku i dalej nie moglem się doczekać kiedy wróce na trasę. Teraz jest dokładnie odwrotnie. W trasie czuje się jak drzewo zimą - odżywam kiedy wracam do domu.
Długo byliście w trasie z GNR, prawda?Tak i koncertowałem jeszcze zeszłego lata z Thin Lizzy. Pojechałem potem z nimi na kolejne 3 miesiące koncertów, wróciłem i od tej pory byłem non stop w trasie z Gunsami. Przeszliśmy od razu do prób, nagrań, po czym znowu ruszyliśmy na 6 tygodni do Am. Południowej, potem znowu stany. Więc dopiero teraz wróciłem do domu.
Jak trafiłeś do Thin Lizzy? Granie w tak legendarnym zespole na pewno jest ekscytujące.Zadzwonili do mnie w okolicy kwietnia zeszłego roku. Koncertowali z Vivianem Campbellem, który wracał własnie do Def Leppard. Zapytli czy pisałbym się na zastąpienie go przez lato. Oczywiście, momentalnie się zgodziłem na grę w jednym z moich ulubionych zespołów. Zanim zagraliśmy nawet pierwszy koncert, zapytali czy chciałbym dołączyć „na pełen etat“. Niestety, nie mogłem tego zrobić ze względu na kalendarz GNR. Niemniej, udało mi się zaangażować ich, by supportowali nas tego lata! Więc mam nadzieję, że zagram z nimi utwór lub dwa. Granie w Lizzy było jednym z najlepszych momentów w mojej karierze. Są jak rodzina i bycie częścią tego rock n rollowego dziedzictwa było prawdziwym zaszczytem.
Gdzie dorastałeś?W St. Louis. Były to przedmieścia i jednocześnie to samo miejsce gdzie jestem teraz. Mam tu dom i zawsze jesteśmy albo tu albo w Nowym Jorku. Nadal mamy tam mieszkanie, na East Side, jak również dom w Los Angeles, ale chyba się go pozbędę, ponieważ mojej rodzinie się tutaj podoba. St. Louis jest łatwiejsze do ogarnięcia niż L.A czy N.Y.
Czy Twoja rodzina była muzykalna?Tak, moja mama śpiewała i grała na pianinie, a mój ojciec był jednym z właścicieli firmy St. Louis Music, która produkowała skrzynie do instrumentów, piece itp, więc dorastałem w muzycznym środowisku. Zawsze bylo wielu muzyków i wiele instrumentów dookoła więc kręciłem się w poblizu tego.
Kiedy naprawdę zacząłeś grać?Zacząłem grać na skrzypcach kiedy miałem 4 lata, to samo z perkusją. To zawsze była moja główna pasja. To i dragi (śmiech).
Nie grałeś również na wiolonczeli? To dość interesujący wybór.Cóż, tak jak powiedziałem, zacząłem grać na skrzypcach w wieku 4 lat i trwało to przez szkołę. Na wiolonczeli zacząłem grać w liceum. Nauczyłem się sam, dzięki wiedzy o skrzypcach - te instrumenty nie są daleko od siebie. Klucz jest tylko inny, reszta była łatwa.
Byłeś w zespole?Grałem w orkiestrach, również młodzieżowych. W św. Bożego Narodzenia odkąd miałem dwa lata, wykonywałem oratorium „Mesjasz“ w różnych kościołach w mieście. Dostawaliśmy 50 dolarów za występ. Graliśmy też w kościołach ewangelicznych we wschodnim St. Louis, co było bardzo fajne, ponieważ po zagraniu oratorium, zawsze zaczynali grać gospel uzywając instrumentów smyczkowych, które przynieśliśmy. Gralem więc również trochę muzyki gospelowej co było i zabawą i nauka.
Jest duża róznica między byciem na scenie i graniem muzyki klasycznej, a byciem na scenie i graniem rock’n’rolla, czy w gruncie rzeczy to to samo?O nie, jest mało podobieństw (śmiech). Popatrz na oczywiste różnice - np. w orkiestrze jesteś tylko narzędziem i realizujesz wizję kogoś innego. W rock’n’rollu czy jazzie jest więcej spontaniczności. Polega to na improwizacji, wyrażeniu siebie, podczas gdy muzyka klasyczna to po prostu interpretacja. Wiec jest potęzna różnica, którą zauważyłem jako młody dzieciak i blues, jazz, rock’n’roll zaintrygowały mnie.
Denerwowałes sie kiedyś wykonaniami?Tak, zawsze się denerwuje. Tzn. denerwuje się zanim wejdę na scenę. Robię to już od tak długiego czasu, całe moje zycie. Na scenie czuje się jak w domu, poza sceną - nie bardzo (śmiech). Wiesz, czuje się bardziej komfortowo, na luzie.
Kiedy odkryłes rocn’n’rolla?Było to chyba kiedy miałem 6 czy 7 lat i moja mama zamówiła 8 utworów z Columbia Music Program, czy cokolwiek to było, gdzie wybieraleś 10 albo kupowałeś 2 i dostawałeś 10 za darmo, coś w tym stylu. Pamiętam, że dostałem Beach Boysów, Aerosmith „Rocks“, War oraz Kiss „Alive“. Potem odziedziczyłem kolekcję płyt mojej ciotki, ponieważ odnalazła Jezusa i zdecydowala że pozbywa się świeckiej muzyki - były tam plyty The Beatles, The Rolling Stones, T-Rex, Humble Pie, Black Sabbath, Peter’a Framptona. To było dla mnie jak odnalezienie skrzyni pełnej skarbów. Zyłem tymi płytami ponad rok, to była wręcz obsesja. To mnie ukształtowało.
Z tych wszystkich zespołów, który przyciągnał Twoją największa uwagę?Kiedy byłem dzieckiem, Queen i Aerosmith były dla mnie wielkie. Potem również David Bowie, Bob Dylan, Beatlesi, Stonesi i Hendrix.
Dlaczego zająłeś się gitarą, po tak długim okresie z instrumentami klasycznymi?Grałem na perkusji w zespołach kiedy byłem naprawdę młody, miałem 10/11 lat. Zawsze bujałem się ze starszymi dzieciakami i zawsze intrygowała mnie gitara, po prostu byłem nią nieco onieśmielony. W domu zawsze były gitary, ze względy na profesję ojca, ale dla mnie 4 struny to już było duzo. Bałem się trochę długości gryfu, zwłaszcza ze na skrzypcach jest duzo krótszy a i tak jest dużo roboty (smiech). W końcu, poprzez patrzenie na przyjaciół, ludzi w zespołach z którymi grałem, zacząłem cos plumkać i dosc szybko robiłem postępy. Siłę w palcach miałem dzięki skrzypcom, więc dośc szybko stałem się w tym dobry.
Pamiętasz swoją pierwszą gitarę?W domu było zawsze duzo wioseł, ale pamiętam pierwszą którą kupiłem. Kupiłem ją od firmy mojego ojca. Wtedy mieli linię gitar Electra i to były moje pierwsze gitary. Sprzedawałem dragi by ją kupić (smiech).
Mówisz poważnie?Ta, miałem z 12 lat.
Co robi 12-latek sprzedający dragi?Próbowałem kupić gitarę (śmiech).
Co sprzedawałeś?Sprzedawalem jointy na ulicach, a potem torby zielska i w końcu kupowałem LSD od Hell’s Angels. Kupowałem również amfetamine od ćpunów, ktorzy włamywali się do aptek i jej nie chcieli więc kupowałem black beauties („czarne piękności“ - slangowo o amfetaminie, przyp. tłum.), yellow jackets („żółte kurtki“ - tabletki nasenne), speckled eggs („pisanki“ - pochodna amfetaminy), tego typu rzeczy za 50 dolarów i sprzedawałem po dolara za sztukę. Zarobiłem na tym dużo kasy.
I miales 12 lat?Tak, byłem wtedy w gimnazjum, więc wypadałoby ze wieku 13 lat sprzedawalem amfe.
Rodzice sie dowiedzieli?Pierwszy raz przyłapali mnie w wieku 12 lat. Złapano mnie również w szkole, wezwano policję itp.
Jak zareagowali?Ojciec powiedział: „Nie mogę Ci tego zabranonić, zrobisz to co będziesz chciał. Wszystko co moge zrobić to opowiedzieć Ci o gościach, którzy dla mnie pracują. Utalentowani muzycy, którzy zmarnowali sobie zycie, pracują w magazynie ponieważ wybrali dragi i było to dla nich ważniejsze niż własna kariera“.
Poskutkowało?Tak, tak myślę. Miałem potem dużo problemów z narkotykami, ale myślę ze to mnie utemperowało i sprawiło, że bardziej skupiłem się na mojej karierze. I kiedy mówie kariera, jakość tego co robię, skupiłem się na tym żeby to było nadrzędne - nie dragi. Nie wiem czy taka była jego intencja w chwili gdy mi to mówił, ale faktycznie miało to na mnie wpływ.
Nie jest to coś czego się wstydzę, ponieważ wydarzyło się w moim zyciu, rzuciłem to i miałem dużo szczęścia. Tak naprawdę uratowała mnie córka i żona. Kiedy dowiedzieliśmy się, że jest w ciąży, od dłuższego czasu staraliśmy się to rzucić i stwierdziliśmy że ta część życia jest już za nami i pasuje nam to. Mieliśmy powód i bardzo go potrzebowaliśmy.
Jaki był Twój pierwszy zespół?Mój pierwszy poważny zespół nazywał się The Eyes, które przekształciło się w Pale Divine.
Zaczęło się w liceum, kiedy miałem około 15 lat, skleciliśmy zespół z wokalistą, który chodził do mojej szkoły. Chodziłem do szkoły artystycznej, szkoły „magnet“ (szkoła dla trudnej młodzieży/ze specjalnie wyselekcjonowanym programem, nie ma odpowiednika w Polsce, przyp.tłum.), ponieważ pakowałem się w kłopoty. Pamiętam, że poważnie traktowałem muzykę i pomyślałem, cóż, nie chciałem zostawić mojej szkoły poniewaz dobrze sie w niej czułem, ale skoro miałem już kłopoty, czułem że musze jakoś uspokoić, ułagodzić rodziców. Więc obczaiłem tę szkołę z jakiegoś powodu, poszedłem tam i to była najlepsza decyzja jaką kiedykolwiek podjałem. Nie z powodu edukacji, ale dlatego że byłem wśród wielu dzieciaków, które myślały tak jak ja i muzyka również była ich pasją.
Poznałem tam wokalistę tego zespołu i przez innych kumpli poznałem kilku innych gości z którymi grałem aż do momentu kiedy miałem jakies 22 lata i wyprowadziłem się do Nowego Jorku. Podpisaliśmy kontrakt z Atlantic Records i byliśmy dośc poważnym zespołem na środkowym zachodzie, mieliśmy wierną grupę fanów. To była bardzo alternatywna muzyka - przynajmniej tak ją wtedy nazywali, taki studencki rock. Graliśmy na całym środkowym zachodzie, podpisaliśmy kontrakt z Atlantic i otwieraliśmy koncerty dla Psychodelic Furs. Potem wylądowałem w Furs kiedy bylismy z nimi w trasie. Po tejże trasie miałem problemy z wokalistą w moim zespole i Richard Butler, wokalista Furs zapytał czy przyjechałbym do Nowego Jorku by pisać rzeczy na jego solową płytę. Skończyło się tak że zrobiliśmy zespół, ponieważ stwierdził że nie będzie fair wobec mnie nazywanie tego projektem solowym, skoro miałem identyczny wkład w płytę. Zespół nazwaliśmy Love Spit Love.
Byłeś przedtem fanem Psychodelic Furs?Byłem wielkim fanem. Byli jednym z moich ulubionych zespołów, od czasu kiedy miałem 15 lat. Nigdy nie lubiłem Ozzy’ego czy Motley Crue, którzy byli popularni kiedy byłem dzieckiem. Zawsze lubiłem starsze rockowe zespoły jak Yes, Genesis, Pink Floyd. Nawet Zeppelinów polubiłem dużo później. Ale kiedy usłyszałem The Clash, oszalałem na ich punkcie, tak jak i na punkcie Psychodelic Furs, The Damned i The Dead Boys. W tamtym momencie wszystko jakby się zmieniło.
Jaki był pierwszy koncert na który poszedłeś?Pamiętam pójście na koncert Floydów w Filadelfii z moim ojcem. Nie wiem co to była za trasa, ale chyba Animals. Widziałem potem również Kiss i Funkadelic. To zabawne, w St. Louis, pewnie tez tak mialeś - jako dzieciak chodziłeś na wszystko. Nie miało znaczenia czy lubiło się zespół czy nie. Jeśli w mieście był duży koncert - szedłeś na niego. Chodziłem na Van Halen kiedy tylko przyjezdżali. Nigdy nie lubiłem Van Halen, ale i tak chodziłem na ich koncerty (śmiech). Chodziłem na wszystko. Poszedłem na Styx, chociaż ich nienawidziłem. Widziałem Journey a też ich nienawidziłem. Nienawidziłem tego wszystkiego, ale szedłem ponieważ mogłem. Dzięki pracy mojego ojca, miałem wejściówki za kulisy, bilety itp. Pamiętam jak widziałem Framptona na Frampton Comes Alive Tour kiedy byłem bardzo młody. To było około 76 lub 77. Jest jednym z moich ulubionych gitarzystów. Miał na mnie wielki wpływ. Humple Pie, nadal kocham ten materiał.
Co wg. Ciebie jest w nim takiego wyjątkowego?Ma unikatowe brzmienie. Momentalnie gdy go słyszysz, wiesz że to Frampton. Zawsze potrafie to rozpoznać. Ma bardzo unikalny styl, nikt inny tego nie robił i nie robi. Jest bardzo melodyjny i to naprawdę, naprawdę niedoceniony gitarzysta. Nigdy nie widać go na listach 100 najlepszych gitarzystów, ale jest fenomentalny. Stał się tylko trochę pośmiewiskiem bo był pięknisiem. Ale do cholery, był w Humble Pie. Był dzieciakiem, miał pietnaście lat kiedy był w Herd.
Mówiąc o byciu za kulisami, pamiętasz pierwszą gwiazde rocka jaką poznałeś?Leslie West przychodziła czasem do nas i przyjaźniła sie z ojcem. Pamiętam jak poznałem Alexa Lifesona z Rush, co było dla mnie wtedy wielkim wydarzeniem. Mam wspaniałe zdjęcie jakie dopiero niedawno odnalazłem. Obczaj to, gra na dwugryfowym akustyku, ja gram na górnym, on na dolnym gryfie. Ale co jest świetne w tym zdjęciu to to że mam tu 11 czy 12 lat a on ma potężną narośl na wardze (śmiech). Zupełnie jak Spinal Tap.
Powinieneś to zamieścić, żeby fani mogli to zobaczyć. Tak, powinienem dac to na fejsa. Muszę to zeskanować. Wiesz, mam masę tego typu fotek. Mam też świetne zdjęcie Paula Stanleya. Pamiętam kiedy poznałem go jako dzieciak. Podpisał dla mnie to zdjęcie 8x10 i jest tam: „Drogi Ritchie, ćwicz dalej a pewnego dnia będziesz grał z nami, Paul Stanley, KISS“. To dość zabawne, dzięki Bogu że do tego nie doszło (śmiech).
Więc nie byłeś jednym milionów członków The KISS Army?Wiesz, myśląc o KISS mam trochę niesmak ponieważ zepsuli to wszystko w mojej opinii. Chodzi tam tylko o biznes i zawsze tak było. Myślę ze nie było to aż tak widoczne dla mnie, jako dzieciaka. Patrzenie jak Gene robi ten cały show, jak próbują się wcisnać w te lateksy, nie wiem, to trochę smutne.
Granie z KISS byłoby jak odbijanie karty w fabryce, moim zdaniem. Takie mam odczucia. To byłoby trochę, ok kolejny dzień w biurze, a to po prostu rozwala duszę, wiesz. Nawet jeśli grasz utwory które kochasz, jeśli nie czynisz ich swoimi i nie ma spontaniczności....To właśnie kocham w Gunsach. Każdej nocy jest inaczej i to definitywnie coś z czego jestem dumny. Jest mało zespołów, zwłaszcza na tym poziomie, które nie mają setlisty i grają po 3h koncerty. Kocham to w GNR.
Co wg. Ciebie jest najważniejsza rzeczą jakiej nauczyłeś się pracując z Axlem?Wiesz, facet ma w sobie więcej uczciwości niż jakikolwiek artysta z jakim pracowałem, a pracowałem z wieloma. Uważam to za coś naprawdę godnego podziwu. Chodzi mu tylko o muzykę, tylko to się dla niego liczy, o to chodzi i o to powinno właśnie chodzić. Jest najlepsza jaka moze być, tak działa Axl. Nie chodzi mu o kasę, tylko o sztukę i tego się nauczyłem.
Co więcej, ten facet słucha więcej niż jakikolwiek wokalista z jakim pracowałem. Słucha muzyków. Kiedy jesteśmy na scenie, a tak jak mówiłem utwory są inne kazdego wieczoru, on słucha jak grasz, zanim wejdzie z wokalem. Totalnie przykłada uwagę do tego i to jest świetne. Wspaniale jest pracować z kimś takim.
Wspomniałeś, ze wcześniej grałeś w zespole typu zydeco (mix francuskich melodii tanecznych z muzyką karaibską i bluesem, przyp. tłum.), to dość unikatowe.Zespół nazywał się Loup Garou. Gralem z nimi w okolicach 1998-2003 w NY i powiem Ci, zrobiło to więcej dla mojego grania rytmicznego niż cokolwiek co robiłem wcześniej. To było niesamowite doświadczenie, okazja do nauki i wkręciło mnie w fajne rzeczy. Bujaliśmy się z The Meters, Gatemouth Brown i całą tą sceną. Było świetnie, kochałem to i nagralem z nimi jedna płytę w 2002.
Grałeś rownież z Marthą Reeves w ostatnim programie Jimmy’ego Kimmela. Moi dobrzy przyjaciele, The Crystal Method, zrobili utwór z Marthą do filmu „Regeneration“. Zadzwonili i spytali czy pomógłbym im sklecić zespół by zagrać w programie Kimmela. Więc podzwoniłem po przyjaciołach i złożylismy naprawdę niesamowity zespół. Więc nie tylko zagrałem z Marthą, ale również z Darrylem Jonesem, Brianem Mantią i chłopakami z The Tower of Power Horns. Było niesamowicie.
Ty, Frank Ferrer również jesteście w The Compulsions z Robem Carlyle i Samim Yaffą. Wasza nowa płyta zbiera świetne recenzje.Zajmuje się The Compulsions już od jakiegoś czasu. Mój kumpel Rob jest wokalistą i zaczęliśmy coś kombinować w moim czasie wolnym. Utwory to po prostu fajne rockowe piosenki, świetnie sie je gra. Po prostu bujamy się z kumplami i jammujemy. Trochę się to ruszyło, teraz kiedy mamy płytę. Jest wiele wytwórni, które chcą nas zakontraktować i wiele ofert koncertów czy grania na festiwalach. Świetnie robiło się płytę Beat The Devil. Nagraliśmy ją z moim kumplem Hugh Poolem w Excello Studios na Brooklynie. Z Hugh świetnie sie pracuje i jest niesamowitym muzykiem.
Więc co będziesz robił przez resztę roku?W maju, wracamy z Gunsami do Europy i szczęśliwie Thin Lizzy będzie z nami, co będzie wspaniałe. Będą nas supportować więc na pewno pogram z nimi kilka piosenek każdego wieczoru. Maj, czerwiec, lipiec będziemy koncertować z Gunsami, potem musimy dokończyć trochę nagrywania, mam nadzieję że wydamy płytę i jesienią będziemy koncertować w Stanach.
źródło:
http://www.glidemagazine.com/articles/58387/richard-fortus-of-guns-n-roses.html