Richard Fortus był ostatnio gościem programu Todda Kernsa, basisty, który na co dzień gra ze Slashem i Konspiratorami.
Richard mówił między innymi o tym, jak wspomina współpracę z Bucketheadem, z którym jego drogi skrzyżowały się w Guns N’ Roses na początku wieku.
„Bucket jest niezwykle muzykalny”, przyznał Fortus, „myślę jednak, że tego rodzaju ludzie, obdarzeni zjawiskowym, nadzwyczajnym talentem, niekoniecznie są…
Myślę, że muzyka Bucketa jest wspaniała. Każdy słyszy, jak on gra, a do tego znalazł patent na to, żeby zgrać ze sobą trzy gitary, co jest nie lada wyzwaniem.
[Na koncertach] trzymał się z boku, co było trochę dziwne i bardzo w jego stylu, ale kiedy się włączał, był niesamowity.
To fenomenalny talent. Sęk w tym, że ludzie jego pokroju zamykają się w swojej sypialni i ćwiczą tak długo, że… postrzegają życie towarzyskie nieco inaczej”.
„Bycie w zespole wymaga nawiązywania relacji z innymi”, ciągnął Richard. „Sądzę, że Bucket miał z tym trudności. Ja sam zawsze dobrze się z nim dogadywałem, myślę jednak, że było mu bardzo ciężko.
To samo dotyczy Rona Thala. Ron miał trudności z przystosowaniem się do świata, jakim jest zespół, bo i brakowało mu w tym względzie doświadczenia”.
Gra w zespole wymaga budowania relacji.
„Kiedy myślę o czasie, jaki spędziłem, ćwicząc z innymi, grając z nimi na scenie, jeżdżąc po świecie czy śpiąc na podłodze… Takie rzeczy sprawiają, że człowiek czuje się tak, jak gdyby był poślubiony kilku innym osobom. Takich umiejętności nabywa się z czasem. Musisz je w sobie rozwinąć, żeby zespół zadziałał. Musisz grać w drużynie, a jednocześnie pielęgnować w sobie indywidualną motywację”.
Źródło