Daleki jestem od obecnego tutaj ślepego uwielbienia i uporczywych prób przekłamywania rzeczywistości, więc niestety jestem zmuszony dopisać się do listy rozczarowanych. Tzn. może lepiej napisać, utwierdzonych w swoim rozczarowaniu koncertami obecnego składu GNR, a w szczególności Axla. Owszem, Estranged było momentem magicznym i to nie tylko przez samą swoją obecność, a i całkiem niezłe wykonanie (i całe szczęście, że akurat tego nie spieprzył - to dopiero byłoby przykre). Ogólnie jednak, Axl słaby, momentami dramatycznie słaby (na wspomnianym przez Grzesia Sorry akurat mi się przycięło, może i lepiej) i wrażenie podobne jak po praskim koncercie - że należałoby się albo bardziej przyłożyć, albo pomyśleć o skończeniu zabawy w koncertowanie, bo smutno się patrzy, jak sam Axl nie daje rady w wielu utworach i na siłę je, jakby to powiedzieć, kaleczy. Zwłaszcza, że momentami potrafi pokazać, iż, kiedy mu się chce, to potrafi zaśpiewać dobrze, ale to trzeba by było np. zracjonalizować ruchy na scenie i zminimalizować momenty utraty tchu. A niestety z mojego punktu widzenia wygląda to tak, że mu się po prostu nie chce (wskazuje też na to mająca miejsce na każdej trasie rewolucja w setliście) i wychodzi z założenia, że zaśpiewa jak zaśpiewa, w końcu i tak ma fanów, którzy uparcie będą twierdzić, że tak dobrze sobie nie radził nawet w czasach AFD, a reszta? A reszta może się od****ić.