Gilby Clarke, który promuje swoją płytę solową, „The Gospel Truth”, zawitał niedawno do programu „Another FN Podcast With Izzy Presley”.
Mówił tam między innymi o tym, czy granie ze Slashem i Duffem podczas ceremonii wprowadzenia Guns N’ Roses do Rock And Roll Hall Of Fame różniło się od koncertów z lat dziewięćdziesiątych, kiedy to obaj – i Slash, i Duff – borykali się z uzależnieniem.
„Nie sądzę, żeby istniały różnice, bo [w obu przypadkach] liczy się muzyka”, powiedział były gitarzysta Guns N’ Roses. „Był taki moment pod koniec trasy [promującej
Use Your Illusion], kiedy Duff z powodu problemów z alkoholem wyglądał naprawdę źle. Jasne, to wpływało na jego grę, ale nawet wówczas, grając z nim, widziałem, jak wspina się na wyżyny”.
„Jest w muzyce Guns N’ Roses jakiś szczególny klimat – i ilekroć graliśmy, czułem, że powstaje”, dodał Gilby.
Muzyk pokusił się także o porównanie Stevena Adlera i jego następcy.
„Prawdę mówiąc, grałem ze Stevenem już dawniej, więc na gali RRHOF nasze drogi nie skrzyżowały się po raz pierwszy. Kiedy tamtego wieczoru zasiadł za bębnami, zrozumieliśmy się w lot. Dlatego nie sądzę, żeby z muzycznego punktu widzenia pomiędzy tą dwójką były istotne różnice”.
„Matt wymiata”, dodał Gilby. „Nie ma takiej rzeczy, której nie potrafiłby zagrać. Mocniej uderza, więc i brzmienie jest inne. Steven nie wali w bębny tak mocno jak on, za to ma coś w rodzaju
swingu. Poza tym Steven gra z gitarą, podczas gdy Matt wymaga, aby grać z nim. Ustala rytm, a inni się dostosowują”.
Źródło