Po miesiącach niecierpliwego wyczekiwania, nadszedł dzień, w którym debiutancki album grupy
Adler „Back from the Dead” ujrzał światło dzienne. Noisecreep po raz pierwszy spotkało się z zespołem kilka miesięcy temu i już wtedy uderzyła nas niezwykła chemia miedzy jego członkami; czterech facetów zamkniętych razem i skupionych na pracy, traktujących się jak bracia. Podobało nam się to, co usłyszeliśmy, gdy zagrali dla nas akustycznie i z radością informujemy, że nowy album również nie zawodzi.
„Back from the Dead” jest pełne życia. Wypełnione mocnymi riffami, ostrymi i ciętymi słowami, które z jednej strony wykorzystują moc klasycznych, minionych rockowych epok, z drugiej jednak przepełnione są nowoczesną, niepozbawioną sensu muzyką na krawędzi, która jest świeża, żywa i porywająca – to po prostu zabójczy zespół grający świetne piosenki, ale czy nie o to właśnie chodzi w rock and roll’u?
Każdy z członków zespołu, Steven Adler (Guns N’ Roses), wokalista Jacob Bunton (Lynam, Mars Electric), gitarzysta Lonny Paul (Adler’s Appetite) i Johnny Martin (Chelsea Smiles) wniósł inny styl, od glamu po różne formy punka, glam i classic rocka – wszystko splecione w połyskujący produkt końcowy, który skwierczy, trzaska i brzęczy.
Batalie Stevena Adlera związane z rock ‘n’ rollowym stylem życia zostały już bardzo dobrze udokumentowane. Ale „Back from the Dead” odkłada to na dalszy plan i obiera zupełnie nowy kurs dla niego i pozostałych członków grupy. Wydaje się, że zespół odnalazł muzyczny system wsparcia i razem wypracowali unię, której efektem jest jeden z najmocniejszych albumów roku. To jest po prostu dobre.
Tuż przed premierą płyty, Noisecreep rozmawiało ze Stevenem Adlerem i Jacobym Buntonem.
Steven, co ta płyta dla Ciebie znaczy?Adler: Wszystko! To mój drugi rozdział. Adler’s Appetite było tylko czymś, co chciałem robić, ponieważ nie skończyłem jeszcze poprzedniego rozdziału, nie skończyłem grać. Te piosenki były dużą częścią mojego życia i byłem z nich bardzo dumny. Szalona część mojego życia! Z Gunsami, sukces przyszedł bardzo szybko. Duff (McKagan) się ze mną nie zgodzi, ale po jakiś 13 koncertach byliśmy już wielcy! Podczas Rock and Roll Hall of Fame, moje marzenie zagrania z tymi chłopakami razem, wszystkie nadzieje z tym związane, po prostu zniknęły. Więc idziesz dalej. I ja poszedłem dalej, razem z tym niesamowitym zespołem.
Wokal Jacob’a na płycie jest genialny.Adler: Jedyne słowo, które przychodzi mi do głowy to megagwiazda. Jest niesamowitym, nieoszlifowanym diamentem. To zabawne: wszyscy wnieśli do zespołu coś wyjątkowego. Wszyscy odgrywają wielką rolę w
Adler. Jedyne co mogę powiedzieć, to że Bóg zesłał mi tych chłopaków. Ten zespół jest wyjątkową grupą facetów i bardzo ich kocham.
Które kawałki się według Ciebie wyróżniają?Adler: „Good to be Bad” jest dla mnie niesamowite. Cały zespół zagrał to perfekcyjnie, potem John5 dodał jeszcze gitarę i wszystko stało się jeszcze lepsze. Słucham tego albumu codziennie. Moja żona słucha tego codziennie. Nie dlatego, że musimy, ale dlatego, że chcemy, po prostu tak bardzo to lubimy. Naprawdę super jest być częścią czegoś, co kochasz i cenisz – a to dopiero początek. Mieliśmy próby przez ostatnie 6 miesięcy – jesteśmy bardzo zgrani i gotowi do grania. Jesteśmy siłą, z którą należy się liczyć i nie możemy się doczekać, żeby wyjść i grać. W przyszłym roku będziemy koncertować w Japonii z zespołem Duff’a. Ale nie możemy się doczekać, żeby ruszyć w trasę tutaj, u siebie.
Przeżyłeś wiele w życiu. Komu zawdzięczasz przetrwanie?
Adler: Błogosławię każdą sekundę i dziękuję wielebnemu Joelowi Osteen’owi. Oglądam go w każdą niedzielę, czytam jego książki, chciałbym go kiedyś poznać i podziękować mu osobiście.
Jacob, jakie są Twoje dotychczasowe doświadczenia w Adler?Bunton: Dorastałem z plakatami KISS, Poison i Motley Crue na mojej ścianie, ale pierwszym i głównym plakatem było Guns N’ Roses. Do dziś, „Appetite for Destruction” jest nadal moim ulubionym albumem wszechczasów, on zmienił moje życie. Nauczyłem się grać na gitarze dzięki tej płycie i wiecznie śpiewałem te utwory. Nagrywając nasz nowy krążek, śpiewając, patrzyłem z kabiny nagraniowej na Slasha grającego na gitarze i Stevena na perkusji i to było po prostu obłędne – nigdy nie wyobrażałem sobie czegoś takiego. W zespole, pomiędzy Lonnym, Johnnym, Stevenem i mną jest niezwykła chemia. Każdy odgrywa tu ważną rolę.
I jesteś zadowolony z nowego albumu?Bunton: Zachwycony! Widzisz, za każdym razem, gdy grasz z byłym członkiem Guns N’ Roses, jesteś porównywany do Gunsów. Zawsze. Rozumiem to, ale ludzie muszą też zrozumieć, że nie próbujemy nikogoo zastępować. Jesteśmy zupełnie nowym zespołem z naszym własnym brzmieniem i piosenkami. Ludzie mogą powiedzieć „to nie jest Guns N’ Roses”. Masz cholerną rację, nie jest! To jest
Adler.
Dodatkowo, Noisecreep spytało każdego członka zespołu, który album miał na nich największy wpływ w czasie dorastania:
Dla Johnny’ego Martina to było „In Color” Cheap Trick, debiutancki krążek KISS i „Revolver” The Beatles.
Bunton wskazał na „Too fast for love” Motley Crue, “Long cold winter” Cinderella oraz wspomniane wcześniej “Appetite for destruction” Guns N’ Roses.
Lonny Paul wymienił “Pyromania” Def Leppard oraz “Screaming for vengeance” Judas Priest
Jaka muzyka przyczyniła się do rockowej podróży Adlera? Jeden album. „Jedna i jedyna płyta- ‘Live Killers’ Queen’u. To było to. Zobaczyłem Rogera Taylora na zdjęciu wewnątrz pudełka, jak stylowo i świetnie wyglądał, magię, którą stworzył – robił to, czego nikt inny nie robił”
źródło:
http://www.noisecreep.com/2012/11/26/adler-back-from-the-dead-review/