Frank Ferrer, jeden z najbardziej inspirujących perkusistów jakich miałem przyjemnosć poznać, dzieli się przemyśleniami na temat swojej profesji, które z pewnością Was zaciekawią. Od przewożenia swojego zestawu nowojroskim metrem 5 razy dziennie, do grania wyprzedanych koncertów w Madison Square Garden - Frank wyszarpał swój sukces i w pełni na niego zasłuzył. Jego chęć dzielenia się doświadczeniem i radami, są testamentem jego kariery. Jestem zaszczycony prezentując Wam ekskluzywny wywiad z Frankiem.
OLD: Dlaczego bębny?Mój tata był perkusistą. Rodzice są z Kuby, ja natomiast dorastałem w Nowym Jorku. W domu zawsze była muzyka i zawsze byla perkusja. Bardziej ciągnęło mnie w stronę gitary i instrumentów dętych, ponieważ były potężne w brzmieniu. Niespecjalnie interesowałem się perkusją ponieważ w tamtym czasie nie zdawałem sobie sprawy z tego że istnieje coś takiego jak muzyka rockowa.
Kiedy miałem 9 czy 10 lat, zobaczyłem KISS w telewizji, byli niesamowici i straszni. Mieli zagrać w MSG, więc zapytałem ojca czy nie wziąłby mnie na ich koncert. Zrobił to i wtedy zdecydowałem, że chcę grać. Myślałem, że będe grał na gitarze, ponieważ zawsze była na widoku, a perkusista tylko siedział z tyłu. Niemniej, coś ciągneło mnie w strone bębnów.
W szkole miałem nauczyciela muzyki, Pana Gomeza. Poza uczeniem w szkole, prowadził również chór dla młodzieży. Za cholere nie potrafię śpiewać, ale polubił mnie. Zapytał czy gram na czymkolwiek. Powiedziałem mu, że mój tata ma bongosy. Poprosił mnie żebym je przyniósł, bym mógł dołączyć do chóru. Kilka lat później usiadłem za zestawem perkusyjnym i do dzisiaj się stamtąd nie ruszam.
OLD: Niesamowitym jest jak w wielu przypadkach jedna osoba/nauczyciel poczyniła taką różnice w życiu niektórych ludzi. Cóż za wpływ taka osoba może wywrzec...Na mnie wpłynął Pan Gomez. W tamtym czasie próbowalem dostać się do High School of Performing Arts, tej z musicalu „Fame“. Niestety nie udało mi się. Pamiętam jak siedziałem załamany w klasie. Pan Gomez wiedział co sie stało i powiedział: „ pie****ić te szkołę. Nie mają pojęcia o muzyce. To, że twierdzą iż wiedzą kogo przyjąć do tej szkoły, wcale nie oznacza, że wiedzą o czym mówią.“ Świetnie było usłyszeć coś takiego własnie od niego, ponieważ czułem, że zawiodłem nie tylko siebie, ale i jego. Ta chwila uratowała mi życie.
Zawsze pytam każdego muzyka jakiego spotkam „Co robisz?“, zwłaszcza tych którzy dopiero pracują na swoje nazwisko. Jeśli robisz to bo to kochasz, wtedy wszystko jest w porządku.
OLD: Jakiej rady udzieliłbyś innym perkusistom odnośnie realizowania celów/marzeń?Jest jedna rzecz, której staram się w życiu trzymać - porządnie się wyspać. Lubię zamknąć oczy i wiedzieć, że coś co zrobiłem tego dnia, lub w ciągu kilku ostatnich jest czymś co faktycznie chciałem zrobić - nikt mnie do tego nie zmuszał. Niech kazdy muzyk zada sobie pytanie „Dlaczego to robie?“. Ponieważ chcę miec fajny samochód? Czy chcę zaspokoić swoją duszę?
Jeśli ktoś 25 lat temu powiedziałby mi co musze przejść żeby być w miejscu gdzie teraz jestem, pewnie bym zrezygnował. Przewozić swój zestaw codziennie 5 razy w nowojorskim metrze? „W życiu!“. Ale kocham to co robie. Kochaj to co robisz, jeśli tak będzie - wszystko sie ułoży. Może zagrasz w MSG, może nie. Ale przynajmniej się wyśpisz. Ludzie, którzy Cię otaczają będą chcieli z Tobą przebywać, ponieważ Twój umysł będzie w odpowiednim miejscu. Wszystko będzie na miejscu. To moja rada - zastanów się dlaczego to robisz i upewnij się że możesz z tym żyć. Jeśli możesz - nie martw się, będzie ok.
OLD: Jakie umiejętności wg. Ciebie są kluczowe dla perkusisty na trasie?Nie wiem, czy jest na to prosta odpowiedź, zwłaszcza w przypadku GNR. Jest wiele różnych osobowości. Niezaleznie w jakim zespole byłem, zawsze starałem się wykroić jakiś kawałek czasu tylko dla siebie. Staram się chwycić książkę czy coś w tym stylu i po prostu odsunąć się na chwilę. Nie jestem introwertykiem, ale musisz się nauczyć być nim chociaż po częsci na trasie, ponieważ przestrzeń jest bardzo ograniczona. Z GNR jest inaczej, ale w większości moich przeszłych zespołów, mieliśmy jednego busa do podróżowania. Odsuń się na chwilę, chwyć książkę i zrób sobie kawę.
Czytałem świetną książkę „Just Kids“ autorstwa Patti Smith. Mieszkała w Chelsea Hotel na 23 Ulicy, to okolica w której dorastałem. To dość eskluzywny rejon na chwilę obecną, ale kiedy się tu wychowywałem, była to raczej biedna, latynoska dzielnica. Kręciło się tu wielu ćpunów. W swojej książce opisała to miejsce dokładnie takim jakie je pamiętam - dlatego książka jest dla mnie interesująca. Z drugiej strony, troche dziwnie się czuje, ponieważ bardzo długo nie myślałem nad tym wszystkim.
Jest tam kawałek gdzie opowiada o sklepie z pączkami. Nie było tam czegoś w stylu Dunkin Donuts itp. Był tylko mały sklepik, który sprzedawał stare pączki, tanie jak cholera. Czerstwe pączki! Kosztowały z 10 centów! Nie myślałem o tym miejscu chyba ze 100 lat, dlatego to świetna książka.
OLD: Jak wylądowałeś w GNR?Praktycznie nigdy nie odmówiłem występu, nawet jeśli nie byłem w stanie grać. Grałem z każdym i gdzieś w duchu wiedziałem, że jeśli iluś ludzi mnie pozna, ktoś w końcu zarekomenduje mnie do czegoś większego - tak wylądowałem w GNR. Pracowałem z Richardem Fortusem od 1992 nad wieloma projektami. Pracowałem również z Tommym nad jego solowym materiałem. Kiedy żona Braina miała urodzić dziecko, potrzebowali kogoś kto zastąpiłby go na kilka koncertów. Wiedzieli, że dam radę i znali mnie osobiście co jest dosyć ważne. Wiedzieli, że Frank nie da ciała.
Zwłaszcza w Nowym Jorku ludzie musza widzieć jak grasz. W Nowym Jorku, granie na żywo to klucz, to miasto koncertów. Musisz zagrać live by zostac zauważonym. Tak powstał mój pierwszy zespół „The Beautiful“, który podpisał kontrakt z Warner Brothers. Zacząłem z grać gosciem, który miał sklep odzieżowy w Nowym Jorku. Nieciekawy gość, jeszcze gorszy wokalista. Niemniej, miał zespół i sponsorował występy i wszyscy chcieli z nim grać bo dostawali zniżki na ciuchy. Więc w poniedziałkowe wieczory, klub był zapchany.
Pewnego dnia ów zespół grał występ i widzieli mnie wcześniej jak gram. Mieli zamiar pozbyć się swojego perkusisty i tak dostałem sie do „The Beautiful“.
Kiedy już zaangażowali mnie do GNR, wpasowałem się w sytuację i zaaklimatyzowałem. To własnie radził mi Brain...“Najlepszym sposobem jest spróbowac opanować sytuację“. Grałem utwory tak jak grał je Brain, ale z czasem zacząłem je nieco modyfikować pode mnie. Axlowi podobało się to co robiłem i dlatego gram na 5 utworach na płycie.
OLD: Jak unikasz nudy, grając te same utwory co noc?
Wiele utworów gram dokładnie tak samo. Dla mnie najwazniejsze jest bycie pewnym siebie i zrelaksowanym. Zazwyczaj pierwsze 5,6 utworów gram identycznie. Pomaga mi to wejść w koncert, zrelaksować się. Potem bywa, że zmieniam coś w niektórych utworach, ale większosć gram tak samo. Dla mnie najbardziej ekscytująca jest sama gra i obecność na scenie, czasem nie mogę w to uwierzyć. Jeśli slyszę, że Axl dobrze się bawi, odwraca do mnie, śmieje się i jest między nami interakcja, niesie mnie to przez resztę koncertu. Kilka razy było tak, że z jakiegoś powodu coś mu nie pasowało i są to ciężkie koncerty, ale na tej części trasy taka sytuacja się nie zdarzyła.
OLD: Jeśli miałbyś udzielić tylko i wyłącznie jednej rady przyszłym perkusistom, co byś im powiedział?Graj. Po prostu graj. Nie każdy utwór musi mieć w środku solo perkusyjne. Nie musisz koniecznie dodawać czegoś od siebie by się wyróżnić. Graj utwór. Idź do kościoła Phila Rudda, do kościoła Charliego Wattsa, Steve’a Jordana. Utwór to najważniejsza część bycia w zespole. Powiedziałbym to każdemu muzykowi, ale zwłaszcza perkusistom. Jeśli coś pasuje - ok. Jeśli nie ulepsza utworu - nie rób tego.
Mój ojciec mawiał: jeśli kiedykolwiek zejdziesz ze sceny i jedynym tematem będzie to jak dobry był perkusista - źle wykonujesz swoją robotę.
źródło:
http://www.onlinedrummer.com/articles/frank-ferrer-guns-n-roses/