(https://fbcdn-sphotos-f-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpa1/v/t1.0-9/10850285_10202342314039464_2212670282880680305_n.jpg?oh=ede30c805f737328e4de2e2f6b2e5223&oe=54FB2A7A&__gda__=1426751596_3ad2a81248fbff9e88e3f388f3a0e269)
photo: Kyle Hansen
W najnowszym numerze Mayhem Music Magazine ukazał się wywiad z DJem Ashbą, w którym obszernie opowiada m.in. o Sixx:A.M., najnowszej płycie zespołu, fanach oraz nadchodzącej pierwszej trasie, która ruszy już w kwietniu 2015r. Ze względu na długość wywiadu, podzieliliśmy go na 2 części. Poniżej znajdziecie pierwszą z nich.
Niedawno zagrałeś swój pierwszy od 5 lat koncert z Sixx:A.M. Jakie to uczucie grać ponownie z Nikkim i Jamesem?
DJ: Niesamowite. Naprawdę dobre. To jak ubieranie starych rękawiczek lub bielizny. To naprawdę świetne uczucie, stary. To jedna z tych rzeczy, których nie mamy zbyt często okazji robić, więc powrót z nimi na scenę i granie takich utworów jak „Life is beautiful” na żywo jest naprawdę świetne.
Ogłosiliście także swoją pierwszą trasę, w którą ruszycie wraz z zespołem Apocalyptica w 2015r. Nie możesz się doczekać koncertowania z Sixx:A.M.?
DJ: Jestem bardzo podekscytowany. Gdy zaczynaliśmy, nigdy nie planowaliśmy być zespołem. Ze względu na fanów i ich ciągłe „domaganie się” tego, mamy najlepszych fanów o jakich każdy zespół marzy i właśnie ze względu na nich, nie mieliśmy wyboru, musieliśmy stać się zespołem. Kupują nasze piosenki, nasze płyty, dzwonią do stacji radiowych, wypychają nasze utwory na szczyty list przebojów. Wydajemy krążki, a oni nas napędzają. Ich postulaty były dla nas motywacją do trasy. Cieszę się, że po 3 albumach jesteśmy w końcu w stanie zacząć koncertować. Cieszymy się, że Apocalyptica z nami będzie. Uważamy, że robią podobną rzecz, do tego co my robimy, a więc myślenie poza schematami, granie oryginalnej muzyki.
Gdy rozmawialiśmy po raz pierwszy, bardzo dużo mówiłeś o projekcie, który zacząłeś z Nikki Sixxem. Wtedy nie miało to nawet nazwy. Spodziewałeś się, że Sixx:A.M. kiedyś ewoluuje do poziomu, na którym jest po kilku latach?
DJ: To prawdziwe błogosławieństwo. Kiedyś Danny Wimmer do mnie wpadł, to mój długoletni przyjaciel, organizuje Rock on the Range i wszystkie te festiwale i powiedział mi „stary, nie rozumiem tego. Wydajecie albumy, wskakujecie na szczyty, zdobywacie pierwsze miejsca, a mimo to, nie koncertujecie. Który zespół tak kiedykolwiek robił w historii muzyki?”. To ciekawe spojrzeć na tę sytuację z perspektywy innych ludzi. Wywalczyliśmy bycie zespołem, ponieważ to zupełnie nie było w naszych planach, tak jak powiedziałeś, nie mieliśmy nawet nazwy. Wszystko stało się dość naturalnie. Naprawdę fanie, że tak się to poukładało i rozwinęło.
Niedawno mieliście swoje pierwsze w historii (SixxAM) podpisywanie płyt w sklepie (LA). Podobno było trochę szalenie z fanami.
DJ: Ludzie przyjechali nawet z Nowego Jorku. Jechali 5 dni, tylko po to, żeby móc być na podpisywaniu płyt. Nasi fani są niesamowici. W jakiś sposób udało nam się z nimi połączyć na bardzo osobistym, prywatnym poziomie poprzez naszą muzykę. Jest między nami wyraźna więź. Istnieje naprawdę ogromna hardcorowa więź pomiędzy Sixx:A.M. i fanami. Na naszym pierwszym podpisywaniu płyt były kolejki, które ciągnęły się wokół całego budynku. To było wyjątkowe doświadczenie, móc osobiście przywitać się z ludźmi, którzy kupują Twoje płyty. Nie tylko kupują online czy próbują je nielegalnie ściągnąć, ale jadą po 4-5 dni, tylko po to, żeby kupić fizyczną kopię tego albumu, uścisnąć dłoń i powiedzieć „cześć”. Czegoś takiego nie da się kupić. To niesamowite uczucie.
”Heroin Diaries” skupiało się wokół doświadczeń Nikkiego. „This is gonna hurt” skłaniało człowieka do porzucenia powierzchownej oceny drugiego człowieka i skupienia się na jego wnętrzu. Co w takim razie prezentuje „Modern Vintage”?
DJ: Tym razem chcieliśmy stworzyć trochę bardziej pozytywną płytę. Chcieliśmy się cofnąć i ponownie zainspirować się tym, co sprawiło, że kiedyś w ogóle zainteresowaliśmy się muzyką. Zaczęliśmy się cofać i nagle okazało się, że „Hej, wszyscy lubimy Queen. Wszyscy lubimy ELO. Wszyscy lubimy Michaela Jacksona. Wszyscy lubimy te same zespoły. Dlaczego?”, więc zaczęliśmy na nowo rozdzielać te albumy. Słuchasz Queenu i mówisz „wow! To prawdziwy rock n’ rollowy krążek!”. Słuchasz go i zauważasz, że album jest niezwykle zróżnicowany. To bardziej opera, bardziej opera rockowa niż zwykła rockowa płyta. Słuchasz piosenkę za piosenką. Nigdy nie znajdziesz utworu, który by brzmiał jak kolejny. Zabiera cię w podróż i właśnie coś takiego chcieliśmy osiągnąć. Chcieliśmy stworzyć album w tym stylu. Chcieliśmy uchwycić ten klimat. Wierzę, że nam się udało.
Cała wasza trójka jest mocno zapracowana przy innych projektach. Jak wam się udało znaleźć czas, żeby napisać materiał na „Modern Vintage”?
DJ: Nic takiego, po prostu się sklonowałem. Jeśli czymś się naprawdę mocno pasjonujesz, to znajdziesz czas. Nie ma znaczenia, że będziesz spał trochę krócej niż zwykle. Możesz poświęcić wiele, byle tylko móc zrobić to, w co się zaangażowałeś. Zdarzało się, że wracałem totalnie zmęczony do hotelu po 5, 6 czy 7 godzinach prób z Guns N’ Roses, a tam czekał na mnie James i zaczynaliśmy nagrywać do 3 nad ranem. Poświęcasz każdą wolną chwilę na zrobienie tego, czym się pasjonujesz.
Pisaliście razem, całą trójką, czy każdy z was pisał osobno, a potem sklejaliście to, co sobie przesłaliście?
DJ: Zawsze staramy się być w tym samym pomieszczeniu. Bezpośredni kontakt przy pisaniu utworów Sixx:A.M. Robimy tak od pierwszego dnia istnienia i staramy się zawsze tego trzymać. Bardzo ważne jest to, że jesteśmy przede wszystkim przyjaciółmi, a dopiero potem znajomymi z zespołu. Muzyka nas połączyła, ale na pewno nie jest tym, co nas trzyma razem. Nasza przyjaźń stała się niezwykle ważna, a niestety nie mamy możliwości spędzania ze sobą tyle czasu, ile byśmy chcieli. Dlatego, jeśli chodzi o pisanie nowych utworów, które są przepełnione emocjami i osobistymi doświadczeniami, musimy być wszyscy razem. Jeśli chodzi o nagrywanie, to co innego. Wtedy jest inaczej, James lata po całych Stanach, łapiąc mnie lub Nikkiego mając na uwadze nasze napięte grafiki. Ale samo pisanie zawsze odbywa się wtedy, gdy jesteśmy wszyscy trzej w tym samym pomieszczeniu.
Uwielbiam fakt, że postanowiliście nagrać cover utworu „Drive” zespołu The Cars. Jak do tego doszło?
DJ: Chcieliśmy się przekonać w jaki sposób będziemy interpretować cudzą piosenkę, uznaliśmy, że może to być całkiem dobra zabawa. Wiemy jak brzmi Sixx:A.M. Gdy zaczynamy tworzyć, wiemy mniej więcej co z tego wyjdzie. Dlatego interpretacja cudzej piosenki była dla nas wyzwaniem. Celem Sixx:A.M. jest zawsze przekraczanie granic, dlatego jesteśmy zawsze otwarci na nowe wyzwania. Cała nasza trójka była, nadal jest, ogromnymi fanami The Cars, a ten utwór jest klasykiem. Uświadomiliśmy sobie, że wielu naszych młodszych fanów mogło nigdy w życiu go nie słyszeć, albo wiedzieć kim są The Cars. Jeśli pominiesz melodię w tej piosence i skupisz się jedynie na tekście, to zauważysz, że bardzo przypomina ona styl Sixx:A.M. Bardzo mocne słowa, bardzo smutna historia. Dlatego chcieliśmy skupić uwagę na tekst. Zmieniliśmy to w coś, co prawie brzmi jak ballada na fortepianie i od tego zaczęliśmy tworzyć własną wersję. Chcieliśmy stworzyć wrażenie, że gdyby ktoś nigdy wcześniej nie słyszał tego kawałka, to uznałby to za kolejną piosenkę Sixx:A.M. Jednocześnie, chcieliśmy złożyć hołd oryginalnej wersji. Było z tym wiele zabawy, ale także wyzwań, ponieważ oryginał nie ma w ogóle sola gitarowego. Za każdym razem, gdy grasz czyjąś piosenkę, chcesz być ostrożny, dlatego pisanie solówki do tej piosenki było bardzo ryzykowne i trudne, bo nie chciałem jej sobie „przywłaszczyć”. Mam nadzieję, że ludziom się to spodobało.
*część II wkrótce*
źródło (http://www.joomag.com/magazine/mayhem-music-magazine-vol-4-no-4/0977914001417635774)