Wieloletni menedżer KISS, Doc McGhee, był gościem audycji „Rock Talk With Mitch Lafon”.
Mówił tam między innymi o swojej krótkiej – bo trwającej od 2010 do 2011 roku – przygodzie z Guns N’ Roses.
Jak wspomina tę współpracę?
„Zespół jako taki składał się ze wspaniałych ludzi. Jeżeli było trudno, to raczej z powodu całego g***wna, które się wokół nich nagromadziło”, powiedział.
„Axl to naprawdę bardzo inteligentny gość. Jest niebywale muzykalny i… wiesz, bardzo dużo z nim rozmawiałem. Próbowaliśmy nawiązać współpracę już wcześniej, na początku, jednak [wtedy] nie udało nam się usiąść i po prostu pogadać.
On ma wielkie serce i jest bardzo szczodry, ale nigdy nie pozwolono mu być tym, kim naprawdę chciał. Tak przynajmniej ja go odbierałem”.
„Praca [z Guns n’ Rosess] nie była łatwa, bo składało się na nią zbyt wiele aspektów i w końcu wszystko wzięło w łeb. Tak czy inaczej, oni zawsze chcieli sami o sobie decydować”.
McGhee wyrażał się entuzjastycznie o „Appetite For Destruction”.
„[Gunsi] stworzyli genialną płytę.
Appetite For Destruction to krążek, którego nie sposób byłoby powtórzyć. Jakby był zapisany w gwiazdach, a chłopcy po prostu się zjawili i nagrali go. Początkowo Axl nawet nie myślał o śpiewaniu – grał na klawiszach. To Izzy przekonał go do śpiewu. Wszystkie te elementy zazębiły się i utworzyły coś, co wymiata”.
„Piszę książkę”, dodał Doc. „Piszę ją od zawsze i nie ma sensu się w to zagłębiać, w każdym razie jeden z moich ulubionych rozdziałów nosi tytuł
Before the Zero.
Kiedyś to była dobra zabawa – chłopcy spali na piep***nej podłodze, pisali piosenki, podchodzili do muzyki emocjonalnie – tak, że wiedziałeś, że to jest właściwe.
Wiedziałeś, że to magia.
Ale kiedy pojawiła się forsa, wszystko się spieprz***ło. Znalazły się dziewczyny, żony, matki, ojcowie, prawnicy, menedżerowie – cała ta piep***na czereda, której nie było, kiedy nie było zer. I wszystko się spieprz***ło”.
Źródło