W 1979 roku w Minneapolis, w Minnesocie, powstali The Replacements.
W skład zespołu wchodzili Tommy Stinson, Bob Stinson i Chris Mars. Wkrótce potem dołączył do nich Paul Westerberg. Reszta to już historia… We wczesnych latach osiemdziesiątych kapela Tommy’ego wywarła wielki wpływ na ówczesną scenę muzyczną. Zresztą do dzisiaj inspiruje nowe grupy. W 1991 roku The Replacements zakończyli działalność, ale Stinson nie zarzucił muzyki.
Grał w Bash and Pop, grał w Guns N’ Roses… Z tymi ostatnimi odbył legendarną trasę Chinese Democracy Tour. Dzisiaj mieszka w stanie Nowy Jork, ma rodzinę i wciąż tworzy nową muzykę. Jako Cowboys in the Campfire podróżuje po kraju ze swoim długoletnim przyjacielem, Chipem Robertsem, grywając małe, kameralne, akustyczne koncerty.
Niedawno na stronie City Pulse ukazał się wywiad z Tommym. Zapraszam do lektury. Jak to się stało, że ty i Chip zaczęliście grywać koncerty na prywatnych posesjach? Covid-19 sprawił, że wiele klubów, w których zazwyczaj grywaliśmy, musiało zawiesić działalność. Zdecydowaliśmy, że dobrze będzie grać mimo wszystko – oczywiście na tyle, na ile to możliwe, i z zachowaniem środków bezpieczeństwa, żeby nie tworzyć nowych ognisk chorobowych. Na razie ta formuła się sprawdza, także dlatego, że jest lato i pogoda sprzyja.
Jest was tylko dwóch? Żadnych dodatkowych muzyków? Tylko ja i Chip Roberts. Gramy w duecie. Komponujemy razem od blisko trzynastu lat. Niektóre z naszych kawałków trafiły na moją płytę, „One Man Mutiny”, a także na „Anything Could Happen” Bash and Pop. W ciągu ostatnich kilku lat stworzyliśmy trochę nowych utworów i teraz chcemy prezentować je na koncertach. Mam też nadzieję, że pod koniec lata albo wczesną jesienią wydamy nową płytę.
Czy znajdą się na niej nagrania z koncertów? Nie. To będzie album studyjny. Właśnie skończyliśmy go nagrywać w moim studiu w Nowym Jorku.
Czy niebawem możemy się czegoś spodziewać także ze strony kolejnego świetnego projektu, w który jesteś zaangażowany, to jest Bash and Pop? Płyta prawdopodobnie wyjdzie w przyszłym roku. Być może wyruszymy też w trasę. Zanim jednak poświęcę się przyszłym planom, muszę dokończyć to, co zajmuje mnie aktualnie.
Jak wygląda obecna setlista Cowboys in the Campfire? Zaczynamy od piosenek, które ja i Chip napisaliśmy razem. Do tego dodajemy cover albo dwa, tudzież to i owo z moich dawniejszych utworów. Głównie jednak koncentrujemy się na tym, co stworzyliśmy wspólnie.
Jak obecnie komponujesz? Używasz gitary elektrycznej czy raczej akustycznej?Przede wszystkim akustycznej. Cały sprzęt elektryczny mam w studiu, a ono nie mieści się w moim domu. Bywam tam co parę dni i czasami zostaję na dłużej.
Co jest dla ciebie źródłem inspiracji?Żeby tworzyć, muszę być sam, z gitarą w ręku. Inspiracja może się pojawić o dowolnej porze, zarówno w dzień, jak i w nocy. Czasem zrywam się z łóżka bladym świtem, kiedy indziej komponuję w środku nocy.
Czy tworzyłeś podczas pandemii? Owszem, sporo tworzyłem, ale zdarzały się też chwile, kiedy popadałem w coś w rodzaju letargu i czekałem na lepsze czasy. To było trudne dla wszystkich… Izolowanie się od ludzi w trosce o własne zdrowie to koszmar, który może wpędzić w depresję. I raczej nie usposabia twórczo – jeśli wiesz, o co mi chodzi. Ja i Chip zrobiliśmy tyle, ile się dało. Zagraliśmy kilka wirtualnych koncertów na odległość. Ale było ciężko.
Pod koniec lat siedemdziesiątych zacząłeś chadzać na koncerty punkowe. Czy to one sprawiły, że zapragnąłeś grać w zespole?Po części. Granie zawsze sprawiało mi przyjemność. Muzyka była pasją, którą mogłem dzielić z moim bratem. Poza tym dzięki niej wyszedłem na prostą. Motywacja była więc podwójna.
Czy obecnie mieszkasz w Nowym Jorku?Nie, mieszkam w Hudson. Wybrałem to miasto, bo po prostu je lubię. Bywałem tam zawodowo, w związku z kilkoma projektami, i spodobało mi się. Uznałem, że to dobre miejsce, żeby się osiedlić i wychować dziecko.
Ile lat ma dzisiaj twoja córka? I czy podobnie jak tata gra rock and rolla?Ma trzynaście lat i… nie, gra wszystkiego po trochu.
Grałeś w wielu zespołach, w tym w Guns N’ Roses. Który z nich dał ci najwięcej satysfakcji, poczucia, że to było coś wspaniałego? Stanowczo The Replacements. Bash and Pop też.
Skoro mowa o The Replacements… Co powiesz o reunionie sprzed kilku lat? Jakie to było uczucie?To było dobre. Świetnie się bawiłem. Jeżeli czegoś żałuję, to jedynie tego, że nadmiernie to przeciągnęliśmy.
Historia The Replacements została wspaniale opisana w „Trouble Boys” Boba Mehra. Książka stała się zresztą bestsellerem „New York Timesa”. Jakie to uczucie grać w zespole, który doczekał się tak kompletnej biografii?Wiem, że Bob Mehr wykonał kawał dobrej roboty, ale szczerze mówiąc, nigdy nie przeczytałem tej książki. Przyczyniłem się do jej powstania, między innymi opowiadając anegdoty. Każdy, kogo znam i komu ufam, twierdzi, że to dobry tekst. Bob świetnie sobie poradził.
Czy ty i Paul kontaktowaliście się ze sobą w tej sprawie?Trochę o tym gadaliśmy, ale niezbyt często.
Bob Mehr pracuje także nad reedycją starych kawałków The Replacements. Co sądzisz o tego rodzaju inicjatywach? Jeżeli jest na nie zapotrzebowanie, to wypada się tylko cieszyć, że możemy coś zaoferować naszym fanom. Najwyraźniej nadal mamy na muzycznej scenie swoje miejsce. Tak, dopóki ludzie chcą słuchać takich rzeczy, fajnie jest je wydawać. Choć z tego, co wiem, nie będzie większych niespodzianek.
Czy jest szansa na to, że Cowboys in the Campfire zostanie wydłużona? Latem będziemy koncertować na Wschodzie, Południu i południowym Zachodzie. Kiedy trochę się ochłodzi, może jeszcze wrócimy na Południe. Będziemy grać tak długo, jak długo to będzie miało sens. Zobaczymy, jak sprawy się potoczą. Pewnie będziemy dodawać nowe daty sukcesywnie.
Źródło