"Dobra, zacznijmy tutaj: całe to Axl nie wejdzie na scenie yada yada…to kompletna bzdura.
Nigdy się nie wydarzyło, wszystko zmyślone, błędy i fantazje. Ani jeden prawdziwy wątek w tym wszystkim. To sprawa, którą powinienem lata temu zakończyć legalnie, to mogłoby oczyścić mnie z wszystkich oskarżeń i szkód. […]
Nie mogłem mówić o tym wcześniej, bo mogłoby to tylko wywołać większą falę nonsensów, które i tak krążyły wokół.
Kiedy Gunsi drugi raz negocjowali nasz kontrakt z Geffenem, miałem prawo do nazwy- w celu jakieś ochrony samego siebie- w końcu to ja wymyśliłem nazwę i założyłem zespół GnR. To miało więcej wspólnego z managmentem niż z zespołem, ponieważ tamten manager zawsze próbował przekonać kogoś, żeby mnie zwolnić. Jako że przestałem z nim rozmawiać, przeczuł, że jego dni jako manager są policzone i zaczął zanudzać wszystkich tą sprawą, wraz z próbą sprzedania naszych negocjacji na dniówkę z Geffena.
Moje prawo do nazwy było dodane do kontraktu i wszyscy go podpisali. Nie było to napisane małą czcionką/ukryte, a dodane do wstępnej sekcji, sprawdzającej, czy przyjmuje się warunki.
W tym czasie nie wiedziałem ani nie myślałem o markach, wartościach korporacyjnych etc. Jedyne, co wiedziałem, że przyszedłem z tą nazwą i od pierwszego dnia, wszyscy się zgadzaliśmy do tego, że jest moja. W dodatku było to na piśmie.
Moim zdaniem, rzeczywista zmiana, publiczne zażenowanie i kpiny innych, za zaniechanie walk o nazwę, to było więcej, niż Slash mógł otwarcie znieść. Ponadto, nie byliśmy przecież prawnikami, nie mieliśmy takiej wiedzy, więc głównie chodzi o to, że byliśmy naiwni, robiąc to, co nam się wydawało, że jest słuszne w danym momencie. Slash IMO miał już tego dość, a ja nie chciałem być jak wąż w trawie i zrobić nagły ruch. Inni mniej dbali.
Ale wówczas dotarła do nas ta realność rozpadu i strategia, żebym ja schował się w głąb, została wcielona w życie. Slash musiał ocalić swoja twarz, dostać wsparcie zarówno publiczne, jak i biznesowe. Przedstawianie mnie, jako tego, kto zmuszał innych do podpisanie papierku, wyszło całkiem nieźle. Ja jestem tym złym kolesiem, a Duff, fani i co najważniejsze- on sam, jest ofiarą. Oh, i oni poświęcili się do publiczności, dla ludzi, dla fanów na koncercie. Ale powtarzam…TO NIE MIAŁO MIEJSCA"
No, no tylko jeszcze jakieś 1600 linijki tekstu